Deja Vu
Francuska Kocica
Rozdział 1
Brice
Z
każdym krokiem, coraz trudniej było jej łapać powietrze. Czuła rozrywający ból
w płucach. Nie wiedziała, co zrobić, nie mogła opanować strachu ogarniającego
ją z każdą chwilą coraz bardziej. Korytarz wydawał się nie mieć końca, był
wąski, bez choćby najmniejszego oświetlenia. Wydawało jej się, że biegnie tak w
nieskończoność, a najbardziej przerażało ją to, że nie widziała żadnej
możliwości schronienia. W którymś momencie ujrzała w oddali niewielką poświatę
i przyśpieszyła kroku, po kilku metrach dobiegła do niewielkiego rozwidlenia.
Dwa kierunki. Którędy pobiec? Przymknęła oczy i oparła się o chropowatą, zimną
ścianę tunelu. Co teraz miała zrobić?
Gdy usłyszała za sobą jakiś dźwięk
bez zastanowienia ruszyła przed siebie, wbiegając na przypadkową ścieżkę. Po
zaledwie kilku krokach wydostała się z korytarza, wprost w objęcia nocy. Nie zwolniwszy
kroku, biegła dalej. Jej bose stopy raniły ostre kamienie i gałęzie. Przerażona,
podczas bezksiężycowej nocy, samotna w ciemności, potykała się na ścieżce o
plączącą jej nogi długą sukienkę.
Przystanęła
i spróbowała się uspokoić. Jednak postój sprawił, że jeszcze bardziej opadła z
sił. W tym momencie poczuła obezwładniające ją, potworne uczucie bezsilności.
Po chwili ogarnęła ją złość. Słyszała za sobą kroki. Ciężkie stąpanie, które z
każdą chwilą było coraz bliżej. Nie było sensu uciekać, nie miała już siły, a
oprawca był tuż za nią. W tamtej chwili, wzdychając ciężko, przymknęła oczy i
zacisnęła dłonie w pięści, obracając się gwałtownie w tył. To było jedyne, co
jej pozostało – stawić temu czoła. Uspokajając oddech słyszała, że krok staje
się wolniejszy, był coraz bliżej niej. Nagle wszystko ustało, słyszała teraz
tylko jego oddech, ciężki oraz równie niespokojny jak jej.
–
Brice – usłyszała szept i zadrżała niczym leśna osika, otwierając w tym samym
momencie oczy.
Ujrzała
go w chwili, gdy błyskawica rozdarła niebo.
Poderwała
się, gwałtownie siadając na łóżku. Ciężko oddychając, próbowała się uspokoić,
ale nie było to łatwe. Już kolejny raz z rzędu śniła ten sam sen. Zawsze
budziła się przerażona, nigdy nie pamiętając jak się skończył. I to chyba
najbardziej ją frustrowało. To przerażenie oraz mętlik, który zawsze miała w
głowie. Od dziecka zawsze chciała mieć nad wszystkim kontrolę, stawiać czoła,
rozwiązywać problemy. A teraz nawet nie wiedziała, co tak naprawdę ją przeraża.
Zapaliła
lampkę stojącą na nocnej szafce i odrzuciwszy pled, którym była nakryta, wstała
z łóżka. Roztrzęsiona zeszła po schodach do kuchni. Czasem żałowała, że nie
kupiła zwykłego mieszkania o jakimś mniejszym metrażu. Loft, w którym
mieszkała, początkowo ją zachwycił swą prostą i nowoczesną formą, ale w tym
momencie było w tych przestronnych pomieszczeniach coś, co ją przerażało. Czuła
się tu samotna, choć tak naprawdę właśnie o to jej chodziło. Mieć swoją ciszę,
w którą uciekałaby wtedy, gdy potrzebowałaby samotności. Jednak jak długo można
żyć w samotności?
Otworzyła
podwójne drzwi ogromnej lodówki i wyjęła butelkę wody mineralnej. Musiała się
czegoś napić. Po krótkiej chwili namysłu, wskoczyła na blat podłużnego stołu i
ze zwieszonymi nogami siedziała tak przez kilka minut. Rozejrzała się wokoło.
Ta pustka była niesamowicie dojmująca i tak ogromnie ją w tym momencie
przytłaczała. Położyła się plecami na chłodnej nawierzchni i zadrżała.
Spojrzała na schody prowadzące na antresolę i westchnęła, ujrzawszy tam jedną
ze swych teczek, w których trzymała zdjęcia reprodukcji. Od zawsze była
pedantką. Gdy coś leżało nie na swoim miejscu, drażniło ją to i nie dawało
spokoju dopóki tego nie poprawiła. Tym razem było podobnie. Schowała butelkę z
wodą do lodówki, a szklankę włożyła do zmywarki, po czym ruszyła w stronę
schodów.
Podnosząc
teczkę pomyślała, że tak naprawdę to nie będzie już w stanie usnąć, a zbliżał
się ranek. Niedługo pierwsze promienie słoneczne zaczną oświetlać Manhattan.
Ruszyła w stronę tarasu. Gdy wyszła, otoczył ją chłód. Otuliła się bardziej
swetrem, który zabrała ze sobą i ściskając w dłoni teczkę, ruszyła w stronę
białego fotela, który swym kształtem przypominał szezlong. Po drodze zapaliła
światła, żeby oświetliły niewielki basen, z którego tak naprawdę prawie nigdy
nie korzystała. Na powierzchni wody pływały teraz płatki posadzonych w
podłużnych, mosiężnych donicach białych oleandrów. Nawet nie lubiła tych
kwiatów, jednak doskonale komponowały się z resztą wyposażenia oraz imitacją
kominka w nowoczesnym stylu. Taki lubiła najbardziej. Proste, nowoczesne
sprzęty w kontrastujących ze sobą barwach. Czuła się wtedy bezpieczna i…
samotna?
Ze
złością usiadła na fotelu i oparła się o wygodne oparcie. Gwałtownym ruchem
otworzyła teczkę, z której wysypały się dostarczone jej poprzedniego dnia
zdjęcia. W ostatniej chwili udało jej się złapać jedno z nich. Wpatrywała się
teraz zafascynowanym wzrokiem w fotografię jednego z obrazów, jakie tego dnia
mieli dostarczyć do jej biura.
Brice
Pinard, była znanym restauratorem dzieł sztuki. Zajmowała się w głównej mierze
malarstwem, czasem jednak, okazjonalnie trafiały jej się też inne dzieła
sztuki. Były to jednak wyjątki. Czasami organizowała jakieś wystawy, zdarzały
się również transfery na tego typu imprezy. Fascynowało ją to od dzieciństwa.
Cztery lata w konserwatorium, na które uparła się jej matka, nie wzbudziły w
niej miłości do skrzypiec. Gdy kobieta umarła, Brice wróciła do ojca, który
miał całkiem spore rancho w Teksasie. On z kolei upatrywał w niej dziedziczkę
sporej posiadłości i ogromnej stadniny. Na swoje nieszczęście była jedynaczką.
Ojciec
jej pasję nazywał traceniem czasu, niepotrzebnymi głupotami. Któregoś dnia
wybuchła awantura w wyniku, której padły słowa, jakie podzieliły córkę i ojca.
Brice wyjechała do Chicago. Tam zaczepiła się w jednej z galerii. Była dobra w
tym, co robiła, dzięki czemu już wkrótce dostała awans. Jeden, drugi, kolejny.
Po dwóch latach miała już wyrobioną markę, dobrą posadę w Nowym Jorku i
pootwierane wszystkie drzwi.
Skrupulatna,
dokładna, wręcz pedantycznie dokładna, zdobywała uznanie każdego, z kim
przyszło jej pracować.
Elegancki
apartament, z którego roztaczał się piękny widok na Hide Park, zamieniła na
przestronny loft na obrzeżach Manhattanu. Czy była szczęśliwa? Jej życie
prywatnie nie było niczym rewelacyjnym. Kilka przyziemnych znajomości,
przelotnych związków. Żaden facet, z którym się wiązała nie mógł znieść w niej
tej formalistki, którą niestety była. Każdego wieczora wracała samotnie do domu
i snuła się apatycznie po stu pięćdziesięciu metrach przestronnej powierzchni.
Sama w swej ciszy, pragnęła czasem wrzeszczeć.

Była
podenerwowana. Może spowodowane było to tym, że nie przespała całej nocy. Na
miejscu była przed czasem. Po drodze kupiła w pośpiechu kawę w Starbucks i
teraz szła już przeszklonym korytarzem w stronę prywatnej windy, którą
wjeżdżała do pomieszczenia, gdzie pracowała. Po drodze zostawiła płaszcz i
parasol w swym gabinecie. Zleciła asystentce kilka telefonów i przygotowanie
ważnych dokumentów potrzebnych do przejęcia obrazów. Po kilku minutach była już
na górze, gdzie czekał na nią jej współpracownik w obecności dwóch, obcych
mężczyzn.
–
Connor McLeod – przedstawił się jeden z nieznajomych, a gdy zobaczył, że jej to
nie wystarczył, uzupełnił. – Jestem właścicielem obrazów.
–
Rozumiem, że pan jest prawnikiem – zwróciła się do drugiego mężczyzny w czarnym
garniturze.
Niedokładnie
zawiązany krawat sprawiał, że miała ochotę pomóc temu człowiekowi doprowadzić
się do porządku. Mężczyzna miał około czterdziestu lat i wyglądał na takiego,
który niezbyt wiele uwagi przykłada do wyglądu.
–
To jest moja…
–
Brice Pinard – przerwała koledze, który próbował naprawić jej niedopatrzenie,
przedstawiając ją osobiście. – Przejdźmy do rzeczy – Zawsze była konkretna
kobietą.
–
Czy to pani jest odpowiedzialna za zorganizowanie dzisiejszego pokazu? –
zapytał mężczyzna, który okazał się właścicielem obrazów.
Przyjrzała
mu się uważniej. Miał góra trzydzieści lat. Był dość wysoki i dobrze zbudowany.
Na sympatycznej twarzy gościł szeroki uśmiech. Przyglądał jej się ciekawie
szaro zielonym spojrzeniem. Krótkie, ciemno brązowe włosy były nienagannie
przycięte.
–
Proszę mówić mi Brice – powiedziała, a później spojrzała na niego trochę
zdezorientowana. – Co to za akcent? Anglia?
–
Szkocja – wyjaśnił z uśmiechem Connor, zadowolony z bezpośredniości dziewczyny.
– Czy…
–
Nie mam pojęcia, o jakim pokazie mowa. Musiała zajść jakaś pomyłka. Ja jedynie
przejmuję te obrazy. Zostaną poddane renowacji, lecz zanim tak się stanie,
muszę je obejrzeć i zorientować się w jakim są stanie oraz spisać podstawowe
informacje. Czy macie swego specjalistę? – zapytała rzeczowo, spoglądając raz
na jednego, raz na drugiego. Obaj byli zbici z tropu.
–
Brice, zaszła niewielka zmiana – zwrócił się do niej jej kolega. Nie lubiła,
jak coś burzyło jej poukładany harmonogram dnia, a tym razem, to on miał
przekazać jej informację. Nie napawało go to szczęściem. – Wieczorem te obrazy
zostaną wystawione w jednej z naszych sal. To będzie niewielki, prywatny pokaz.
Chodzi o to, że…
–
Dlaczego dostaje te informację dopiero teraz? – zapytała chłodno, a on głośno
przełknął ślinę.
Ta
kobieta potrafiła być prawdziwą jedzą, chociaż z wyglądu przypomniała słodką,
radosną dziewczynę. Była dość niska oraz szczupła. Miała dziewczęca figurę i
zdecydowanie nie wyglądała na swoje dwadzieścia pięć lat. Była bardzo ładna.
Ogromne, błyszczące, niebieskie oczy spoglądały zazwyczaj łagodnym i przyjaznym
spojrzeniem, jednak było i tak, że bez wstępów rzucały gromy, gdy cokolwiek nie
szło po jej myśli. Długie do pasa, gęste, blond włosy praktycznie zawsze upięte
miała w gładki kok. O wiele bardziej wolał oglądać ją w białym fartuchu, przy
pracy nad jakimś obrazem. Wymazana farbami i pachnąca rozpuszczalnikiem,
wyglądała uroczo. Niestety miał z nią głównie do czynienia w takich sytuacjach
jak teraz. Wbitą w sztywny kostium, perfekcyjnie umalowaną i uczesaną.
–
Ja nie jestem za to odpowiedzialny. Musisz porozmawiać z prezesem – powiedział
pośpiesznie, chcąc zwalić to na kogokolwiek innego.
–
Proszę wybaczyć, ale to chyba moja wina – wtrącił Connor, a ona wciągnęła
głośno powietrze, starając się uśmiechnąć.
–
Proszę wytłumaczyć – zażądała.
–
Chciałem pokazać obrazy kilku znajomym, zanim trafią w ręce specjalisty –
powiedział, a ona uśmiechnęła się w duchu.
–
Rozumiem, że to będzie jednorazowy pokaz – powiedziała opanowanym głosem,
chociaż w głębi duszy była zarówno poirytowana jak i zawiedziona.
–
Tylko ten jeden wieczór – zaręczył, wpatrując się w nią uporczywie. – Może
zechciałabyś przyjść? – zapytał, bezwiednie przechodząc na ty.
–
Gdzie są obrazy? – zadała konkretne pytanie, nie chcąc już przedłużać tej
rozmowy, zorientowawszy się, że nie będzie miała możliwości zostać sam na sam z
interesującym ją dziełem.
Od
momentu, gdy tylko spojrzała na zdjęcie obrazu, nie mogła myśleć o niczym
innym. Płótno przedstawiało mężczyznę. Stał oparty o jakiś filar. Nie umiała
tego dokładnie sprecyzować, ale wydawało jej się, że na samej górze były jakieś
bardzo charakterystyczne rzeźbienia. Gdyby przyjrzała się im bliżej, mogłaby
stwierdzić, z jakiego okresu pochodził. Jednak nie rzeźba ją interesowała.
Facet z obrazu miał w sobie niesamowity magnetyzm, a w jego wzroku ujrzała
jakąś trudną do określenia drapieżność, która sprawiła, że nie potrafiła
przestać na niego patrzeć. Hipnotyzował ją swym spojrzeniem. Dosłownie.
Mężczyzna
miał na sobie białą, zamoczoną koszulę, rozdartą na piersi, która oblepiała
jego idealną rzeźbę ciała. Każdy mięsień był niesamowicie uwidoczniony.
Potężny, masywny, patrzył takim wzrokiem, że przeszywały ją dreszcze. Miał w
sobie coś zwierzęcego. Jego spojrzenie było tak przenikliwe, że nie umiała
oderwać od niego wzroku. Czarne, długie włosy, opadały na część twarzy,
zasłaniając lekko prawą stronę. Jednak jego oczy były doskonale widoczne. Obdarzając
ją swym mrocznym, dzikim spojrzeniem, sprawiały, że czuła dreszcze. I te usta.
Otrząsnęła się.
–
Co z obrazami? – ponowiła pytanie.
–
Przed chwilą powiedziałem ci, że zostaną przywiezione wieczorem. Będą dostępne
jutro rano – zwrócił się do niej z uśmiechem Connor, a ona skarciła się w
myślach. Była zbyt rozkojarzona.
–
To niemożliwe – szepnęła stanowczym tonem, wspominając twarz pełną gniewu,
jednak było na niej coś, co uznać można byłoby też za zdziwienie. Tak jakby ten
mężczyzna sam siebie czymś zaskoczył. Odkrył coś ważnego. Jakby za moment miał
powiedzieć coś bardzo istotnego. Przez moment poczuła żal, że będzie miała do
czynienia jedynie z wykonanym przez kogoś dziełem. – Chcę zobaczyć je teraz –
zażądała.
–
Są w drodze – usłyszała swego współpracownika i posłała mu mordercze
spojrzenie.
–
Kto to planował? – zapytała odrobinę głośniej niż zamierzała.
–
Stanley.
–
Może dałabyś się w takim razie zaprosić…
–
Nie umawiam się na randki – przerwała mu stanowczym głosem.
–
… wieczorem na prezentację – dokończył, a jej zrobiło się głupio. – Mogłabyś
wcześniej zobaczyć obrazy – zachęcił.
–
O której? – zapytała bez owijania w bawełnę.
–
Zaczynamy o dwudziestej. Przyjadę po ciebie o…
–
To nie będzie konieczne – powiedziała, ale w porę przemyślała sprawę.
Zachowywała
się jak głupia smarkula, chcąc jak najszybciej i za wszelką cenę dostać się do
obrazu. Jedna noc przecież by jej nie zbawiła. Jedna głupia noc. I cholerne
koszmary – dodała w duchu.
–
Może jednak? – zapytał ponownie.
–
Moja asystentka poda ci adres. Przyjedź o dziewiętnastej – powiedziała i nie
czekając na jego odpowiedź, odwróciła się na pięcie, a następnie odeszła.
Connor
spoglądał za nią i uśmiechał się szeroko. Był zachwycony dziewczyną. To, co
innych w niej przerażało, jemu sprawiało przyjemność. Dziewczyna była pełna
wigoru i niesamowicie żywiołowa. Przy tym konkretna oraz pełna pasji.
Przeczuwał, że pozorny chłód, jaki eksponowała, był jedynie zasłoną jej
gorącego temperamentu. Oprócz tego była śliczna. Pomimo dziewczęcej urody, była
niesamowicie kobieca i gdy nachylała nad stołem, aby rozłożyć dokumenty, jakie
ze sobą przyniosła, on ledwie powstrzymał się, aby nie zajrzeć w dekolt jej
białej bluzki. Jeszcze jeden guzik poniżej i miałby pełniejszy obraz, który z
chęcią skompletowałby kontynuując tę znajomość.
–
Zawsze taka jest? – zapytał stojącego obok mężczyznę, a ten westchnął zrezygnowany.
–
Niestety – mruknął, ale w porę upomniał się w duchu. Przecież nie mogli stracić
tak ważnego klienta. Konkurencja szybko by się tym zainteresowała. – Nie.
Zawsze jest bardzo miła. Naprawdę – zapewnił, uśmiechając się krzywo, tak jakby
te słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. – Może to przez tą pogodę –
stwierdził błyskotliwie, wzruszając przy tym ramionami.
–
Nie lubi deszczu? – zapytał Connor.
–
Ona niczego nie lubi – mruknął ponuro i ponownie poprawił się prawie od razu. –
Bardzo lubi deszcz. Ona ogólnie wszystko lubi i jest bardzo…
–
Rozkojarzona? – podsunął mu dyplomatycznie MacLeod, a on uśmiechnął się krzywo.
–
Tak. Właśnie to miałem na myśli – zaręczył.
–
Nie przyszło mi nawet do głowy, że mógłby pan mieć coś innego – powiedział
Connor, po czym uścisnąwszy uprzednio dłoń mężczyzny, odszedł zaraz za
dziewczyną. W jej biurze dostał adres, pod który zamierzał udać się o
wyznaczonej porze.

Cały
dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zaczynała jakąś pracę i nie umiała się
na niej skupić. Zabrała się za przeglądanie dokumentacji z ostatniej renowacji,
jaką przeprowadziła. Musiała przeanalizować jeszcze raz, na spokojnie, różnego
rodzaju ekspertyzy, aby sprawdzić czy wszystko się zgadza. To było bardzo ważne
w jej pracy, a ona lubiła mieć wszystko zapięte na ostatni guzik.
Bezskutecznie
próbowała skoncentrować się na zajęciu, jednak jej wszystkie myśli odciągały te
obrazy, a właściwie jeden. Gdyby nie ten cholerny Szkot, to mogłaby już dotknąć
płótna. Zadrżała na tę myśl. Po raz niewiadomo który, wyjęła teczkę ze
zdjęciami i w jej dłoni ponownie znalazła się fotografia.
–
Zupełnie mi już odbija – szepnęła.
Nie
wiedzieć czemu, zapragnęła dowiedzieć się czegoś więcej o tym obrazie. Do tej
pory nie miała żadnych konkretnych informacji. Tak bardzo zajęta była ostatnimi
pracami, że nie zebrała żadnych danych odnośnie tych obrazów. Prawdę mówiąc,
nie znała nawet ich autora. W dokumentacji nie było żadnych raportów, jedynie
same zdjęcia reprodukcji.
–
Wychodzę – rzuciła szybko do sekretarki i ignorując to, co dziewczyna jej
odpowiedziała, ruszyła w stronę wyjścia.
Do
windy wpadła niczym burza. Nawet nie skinęła portierowi, który jak zawsze,
uprzejmie się jej ukłonił. Widząc ją taką po raz pierwszy, popatrzył za nią
zupełnie zbity z tropu.
Bez
problemu złapała taksówkę i w niedługim czasie była już w domu. Wbiegła jak
szalona i zrzucają po drodze buty, nie zadbała nawet, aby znalazły się na swoim
miejscu. Zachowywała się zupełnie jak nie ona, wszystko to tłumacząc sobie
pośpiechem. Wzięła relaksującą kąpiel, chcąc jakoś się oderwać od całego tego
zgiełku. Jednak zbyt wiele to nie pomogło. Wciąż czuła nieprawdopodobne
podekscytowanie, gdy tylko przywoływała widok jego twarzy. Te szerokie ramiona,
które niezbyt dokładnie okrywał jasny materiał koszuli, oblepiający jego śniadą
skórę.
–
Co on takiego chciał powiedzieć? – szepnęła sama do siebie i poderwała się
gwałtownie, wylewając przy tym wodę z wanny. Musiała się wziąć w garść.
Nie
zawracając sobie głowy sprzątnięciem, poszła od razu do garderoby i wyciągała
jedną sukienkę za drugą. Nawet nie wiedziała czy będzie to oficjalny pokaz, czy
może przyjdą na niego jacyś ludzie, którzy zaraz potem skoczą na piwo do baru.
W końcu zdecydowała się na czarne, eleganckie spodnie, a do nich założyła beżową
bluzkę na ramiączka i z dość dużym dekoltem. Połączenie prostoty i elegancji z
nutką pikanterii. Tak można byłoby określić jej strój. Zrobiła szybki makijaż i
splotła swe długie włosy w luźny warkocz, który niedbale przerzucony przez
ramię, stwarzał niesamowity kontrast z resztą stroju. Równo o dziewiętnastej
usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła prawie natychmiast, natrafiając na
szeroki uśmiech MacLeoda.
–
Witaj. Mam nadzieję, że się nie spóźniłem – powiedział.
–
Jestem już gotowa do wyjścia – odpowiedziała prawie natychmiast.
–
Nie ma pośpiechu, zdążymy.
–
To po drugiej stronie… – zaczęła, ale szybko zorientowała się, że mężczyzna
chętnie wszedłby do środka. Ona chciała jak najszybciej wyjść, ale z drugiej
strony dawało jej to możliwość rozmowy z nim i dowiedzenia się czegoś więcej o
obrazie. – Zaproponowałabym ci drinka, ale…
–
Czeka na nas limuzyna, nie będę prowadził – wszedł jej w słowo, a ona
pomyślała, że prawdopodobnie dokładnie to sobie zaplanował.
–
W takim razie wejdź. Czego się napijesz? – zapytała, gdy byli już w środku.
–
A ty?
–
Wolałabym nie pić, ale myślę, że lampka wina mi nie zaszkodzi – stwierdzała.
Nie miała mocnej głowy do alkoholu, a ten wieczór dodatkowo ją ekscytował.
–
W takim razie ja również poproszę o wino – usłyszała i odwróciła się w stronę
stolika z alkoholem.
–
No, coś ty? – mruknęła pod nosem, domyślając się, że facet najzwyczajniej w
świecie z nią flirtuje. W normalnej sytuacji posłałaby go do diabła, ale był
właścicielem obrazu, do którego chciała się dostać. – Proszę – powiedziała,
podając mu napełniony do połowy kieliszek.
–
Pięknie mieszkanie – powiedział, rozglądając się po przestronnym wnętrzu. –
Trochę…
–
Duże? – zapytała, a on ze śmiechem przytaknął. Był całkiem sympatyczny. –
Powiedz mi coś o obrazach – dodała po chwili.
–
A co dokładnie cię interesuje? – zapytał.
–
Wszystko – szepnęła. – Nie znam nawet autora. Dostałam jedynie fotografie
płócien.
–
Ja również – usłyszała i zmarszczyła czoło. Zaczynało robić się interesująco.
–
Więc…
–
Są w mojej rodzinie od bardzo dawna. Przez kilkanaście lat trzymaliśmy je w
jednym z muzeów sztuki starożytnej w Rzymie, ale niedawno postanowiliśmy
ponownie sprowadzić je do domu.
–
Kto jest na tym obrazie? – zapytała uniemożliwiając mu dalszą wypowiedź.
Prawdę
mówiąc nie interesowało jej, co, gdzie, kiedy i dlaczego. Chciała szczegółów,
lecz dotyczących sedna sprawy. Człowieka z obrazu.
–
Na którym? – usłyszała pytanie i zaklęła w duchu. Przecież były dwa obrazy, ona
widziała tylko jeden.
–
Mam na myśli tego mężczyznę – powiedziała, mając nadzieję, że na drugim będzie
kobieta, bądź jakiś pejzaż, ewentualnie coś grupowego albo jakaś martwa natura.
–
To mój przodek. Szczerze mówiąc, nigdy się tym zbytnio nie interesowałem. Moja
siostra zna historię tych obrazów, więc prawdopodobnie gdybyś z nią
porozmawiała, dowiedziałabyś się czegoś więcej.
–
Będzie dziś na prezentacji? – zapytała z nadzieją, a on uśmiechnął się widząc
tak duże zainteresowanie, co oczywiście zaplanował w jakiś sposób wykorzystać.
–
Niestety, musiała pozostać w Europie. Ale prawdopodobnie przyleci jeszcze w tym
tygodniu – powiedział.
–
Doskonale – ucieszyła się Brice.
Jeżeli
dziewczyna znała historię obrazu, to będzie też znała historię namalowanego na
nim mężczyzny.
–
Bardzo interesujesz się moimi…
–
Interesuję się każdym obrazem, jaki biorę pod swe skrzydła. To moja praca –
odparła chłodno.
–
Jesteś doskonała – powiedział, a ona spojrzał na niego gwałtownie, z budząca
się złością w oczach. – W tym, co robisz – dodał, uśmiechając się przekornie.
Pomyślała,
że nie jest dziś sobą, była nadmiernie podekscytowana i rozkojarzona. Musiała
się opanować i przywołać do porządku.
–
Nie udało wam się ustalić, kim jest autor? – ponowiła pytanie, które nie dawało
jej spokoju.
Nie
rozpoznawała na płótnie żadnych charakterystycznych cech, dzięki którym mogłaby
rozpoznać wykonawcę.
–
Teoretycznie nie mamy pewności – powiedział z wahaniem. – Moja siostra dokopała
się czegoś, ale nie znam żadnych szczegółów. Na daną chwilę mamy do czynienia z
anonimem. Ale być może się to zmieni.
–
Z którego roku…
–
Poprzedni ekspert orzekł, że to szesnasty wiek – wypowiedział i ujrzał na jej
twarzy ekscytację.
–
Czy macie jakieś inne dokumenty o… mam na myśli jakieś drzewo genealogiczne.
Nie chcecie ustalić, kim jest mężczyzna z obrazu?
–
Wiemy, kim on jest – usłyszała i sapnęła wściekle.
–
Przed chwilą powiedziałeś, że nie wiecie – powiedziała z pretensją. – Celowo
wprowadzasz mnie w błąd? – Ledwie powstrzymała się przed tym, aby nie dodać
jakiegoś ozdobnika.
–
Brice, powiedziałem jedynie, że nigdy się tym nie interesowałem. I że nie wiem,
kim jest autor obrazów. Za to moja siostra ma na tym punkcie bzika – zwrócił
się do niej. – Ustaliła, kim byli ludzie na obrazach, ale oczywiście nie ma
stuprocentowej pewności – powiedział, chcąc obrócić to w żart.
–
Więc jednak wiecie kim jest ten mężczyzna? – zapytała.
–
Wygląda na to, że tak – stwierdził z rozbawieniem. – Jednak z informacji, jakie
podała mi siostra podczas naszej ostatniej rozmowy, nie wygląda na
sympatycznego faceta i nie wiem czy chciałbym mieć takiego przodka. Rodziny się
jednak nie wybiera.
–
Sympatycznego faceta? – powtórzyła jego słowa.
–
Że tak to ujmę, nie był dżentelmenem. Tyle powinno ci wystarczyć do czasu, aż
przyjedzie moja siostra, ona ma więcej informacji i lubi takie tematy. Myślę,
że znajdziecie wspólny język. A teraz powinniśmy się zbierać, limuzyna już
czeka.
–
Jeżeli poprzedni ekspert ma rację i obrazy faktycznie pochodzą z szesnastego
wieku, to idąc tym tokiem myślenia mogę z przekonaniem stwierdzić, że w tamtych
latach trudno było o dżentelmena, więc twój przodek nie odbiegał zbytnio od
statystyk.
–
Teraz…
–
Teraz? Masz na myśli dwudziesty pierwszy wiek, przepełniony metroseksualnymi
mężczyznami, którzy w znacznej większości dbają o swój wygląd niekiedy bardziej
niż kobiety? – zadała pytanie i ujrzawszy na jego twarzy zdumienie, dodała. –
Również myślę, że wraz z twoją siostrą znajdę wspólny język. Chodźmy.
To
mówiąc pośpiesznie dopiła wino, czego raczej nigdy nie robiła i odstawiła
kieliszek na stolik. Lekko szumiało jej w głowie, ale gdy tylko wyszła na dwór,
zmoczył ich deszcz, który nieco ją orzeźwił.
Jadąc,
rozmawiali o jakiś głupotach. Żeby nie wyjść na ignorantkę, zadała mu jakieś
pytania odnośnie tego, czym się zajmuje, ale nawet nie słuchała jego
odpowiedzi. Pochłonięta była jedynie obrazem, który za moment miała zobaczyć na
własne oczy, poczuć płótno, ujrzeć barwy. Tego pragnęła.
Po
wejściu do środka od razu zorientowała się, że nie było zbyt wielu gości. Kilka
osób, spośród których na szczęście nikogo nie znała. Niecierpliwie rozglądała
się po białej sali. Kelner roznosił kieliszki z szampanem, po chwili jeden z
nich trafił w jej dłonie, a za moment odstawiała już opróżnione naczynie na
tacę.
–
Opanuj się – szepnęła pod nosem.
–
Słucham? – usłyszała głos Conora, który jeszcze przed momentem rozmawiał z kimś
na drugim końcu sali.
–
Nic takiego. Głośno myślę – powiedziała i utkwiwszy w nim swój wzrok,
uśmiechnęła się uroczo. – Gdzie obrazy? – zapytała, a on roześmiał się głośno.
–
Przez moment łudziłem się, że jednak powiesz coś innego – powiedział i objął ją
ramieniem. – Chodźmy. Zanim wpuszczą tam tych ludzi, załatwię ci moment sam na
sam z mym przodkiem – usłyszała i zadrżała. Przez chwilę zawahała się, ale
później zganiła się w myślach.
–
Są w innym skrzydle? – zapytała, lecz zaskoczona ujrzała, jak kieruje ją w
stronę przestronnego tarasu widokowego. – Nie mów tylko, że ktoś je tam wyniósł
– powiedziała przerażona. – Przecież pada cholerny deszcz.
–
Spokojnie, wyniesiono specjalny namiot. Twój współpracownik zaproponował…
–
Który?
–
Co, który?
–
Który współpracownik? Ten, z którym dziś rozmawiałeś? – zapytała i
przyśpieszyła kroku.
–
Tak. Nie rozumiem, o co chodzi – próbował ją zatrzymać.
–
O to chodzi, że on nie potrafiłby nawet zorganizować wiejskiej potańcówki – powiedziała
zagniewana.
–
Wydawał się brzmieć profesjonalnie – oświadczył Connor, próbując zbagatelizować
sprawę. – Uspokój się, przecież nic nie może się stać – powiedział i w tym
samym momencie usłyszeli potworny dźwięk rwącego się płótna, jaki doszedł zza
szklanych drzwi, do których biegli.
–
Oczywiście, że nic – krzyknęła i odetchnęła widząc dwóch kelnerów wnoszących
zakryty białym płótnem obraz.
Podeszła
do niego i drżącą dłonią ściągnęła jasny materiał. Z przerażeniem wpatrywała
się w widok, który miała przed sobą.
–
Gdzie jest drugi obraz?! – wrzasnęła w stronę mężczyzn, którzy gdzieś zniknęli
wraz z Connorem. – Pewnie zabrali go ze sobą – wyszeptała sama do siebie,
próbując się uspokoić i wtedy spojrzała przed siebie.
Za
szklanymi drzwiami na specjalnym stelażu, spoczywał obraz, na którego widok
zamarła. Patrzyła jak urzeczona w te fascynujące oczy i zrobiło jej się słabo.
Pomyślała, że nie byłaby w stanie wytrzymać spojrzenia tego człowieka w
rzeczywistości. Ten mrok w oczach i drapieżny wzrok sprawiały, że wstrzymała
oddech.
–
Deszcz – szepnęła i rozejrzała się we wszystkie strony. Była sama.
Bez
chwili wahania otworzyła na oścież przeszkolone drzwi i wybiegła wprost w
objęcia gęstego deszczu. Musiała zrobić absolutnie wszystko, aby obraz nie
uległ zniszczeniu. W pewnym momencie potknęła się o jakiś przedmiot i upadła,
lecz szybko się podniosła i biegła dalej. Gdy była już zaledwie kilka kroków od
niego, niebo rozdarła błyskawica, a stelaż przewrócił się. Bezradnie spoglądała
na rozpadającą się ramę obrazu i płótno, które upadało wraz z nią samą. To było
ostatnie, co widziała. Później zapanowała ciemność.
(Do wykonania grafiki użyto zdjęć bez praw autorskich.)
0 komentarze
Dziękujemy za poświęcony czas na naszym blogu. Będzie nam miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie ;)
Pozdrawiamy – Ailes.