30 sekund - Rozdział 2 - Gracz

by - 20:50


Rozdział 2
Gracz

            Stał oparty o samochód, beznamiętnie patrząc w stronę budynków. Wiedział, że za kilka chwil już ich nie będzie. Znudzony czekaniem, zapalił papierosa, po czym zaciągnął się głęboko i jeszcze raz spojrzał przed siebie. W tym samym momencie usłyszał eksplozję. Jeden silny wybuch oraz kilka mniejszych zaraz po nim. 
            Od jakiegoś czasu próbował kupić stare magazyny, jednak właściciel nie chciał ich odsprzedać. Teraz nie miał już wyjścia. Zawsze dostawał to, czego chciał, również tym razem wszystko stało się tak, jak zaplanował. Wynajęcie ludzi, którzy podłożyli ładunki wybuchowe, było dla niego drobnostką. Co zyskał w zamian? Już tego samego wieczora dostał telefon od właściciela zniszczonych budynków z propozycją sprzedaży ziemi. Osiągnął to, czego chciał, ale jedynym, co teraz czuł była obojętność. Pustka, którą od jakiegoś czasu wciąż odczuwał. Z którą nie mógł sobie poradzić i nie potrafił niczym jej wypełnić. 
            Paul Tucker miał trzydzieści dwa lata. Był człowiekiem bezwzględnym, gotowym na wszystko dla osiągnięcia swoich celów. Nie obchodziło go to, że
swym postępowaniem krzywdził ludzi, niszczył ich. Był teraz bogatym człowiekiem, ale pieniądze, które zdobył, okupione były czyimś nieszczęściem. Krzywdami i cierpieniem ludzi, których oszukiwał. Szedł przez życie nie oglądając się za siebie. Bezkompromisowy, zdobywał wszystko swą bezwzględnością i obojętnością na wyrządzane przez siebie krzywdy. Za sobą zostawiał jedynie smutek oraz żal, ale czy to dało mu szczęście? Czy jego życie stało się przez to lepsze? Chciał tak myśleć, bo przecież miał wszystko. Ale czy na pewno? Czasami w jego myśli wkradały się jakieś wątpliwości. Zaczynał wtedy rozpamiętywać o tych wszystkich ludziach, których skrzywdził. O tych, którym pozwolił myśleć, że są jego przyjaciółmi. O kobietach, które były pewne, że znaczą dla niego coś więcej, a były jedynie zabawką i narzędziem do zdobycia zamierzonego celu. Obojętnie patrzył na rozpacz skrzywdzonych przez siebie ludzi, na histerię zakochanych w nim kobiet. Zdradzonych oraz podle wykorzystanych. Jednakże teraz, z perspektywy czasu, widział to trochę inaczej. Krzywdy, które wyrządził, nie uszczęśliwiły go. A przecież jeszcze niedawno cieszyła go sama myśl, że kontroluje sytuację. 
            Paul miał niewątpliwy dar w zjednywaniu do siebie ludzi. Wzbudzał ich zaufanie, a później bezwzględnie wykorzystywał. Jednak w ostatnim czasie, w nieprzespane noce, myślał o tych wszystkich złych rzeczach, które zrobił. Widział twarze ludzi, których zrujnował. Ludzi, którzy zaufali mu myśląc, że jest ich przyjacielem. Wspominał kobiety, które kochały go, a on odchodził zostawiając je niczym zużyty przedmiot. Paul był graczem i to zawsze on rozdawał karty. Prowadził grę w taki sposób, że zgarniał całą pulę, ponieważ zawsze miał jakiegoś asa w rękawie.
            Momentami żałował swego postępowania. Tych wszystkich lat, gdy niszczył, okradał i oszukiwał. Teraz mógł mieć wszystko, ale nie miał z kim tego dzielić. Przez ten czas tak bardzo przyzwyczaił się do samotności, zamknął się w skorupie, przez którą nie przepuszczał nikogo. Było mu z tym w pewnym sensie dobrze. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Nie było przy nim nikogo, komu by ufał, kogo by kochał. Paul nie był zdolny do miłości i nigdy nie darzył nikogo tym uczuciem. Miłość była dla niego słabością, a przecież on nie chciał być słaby. Gdyby chciał, mógłby mieć prawie każdą kobietę. Jego majątek, wygląd oraz zachowanie, działały na kobiety w sposób szczególny. Był przystojnym mężczyzną. Wysoki, dobrze zbudowany, miał czarne włosy oraz oczy w kolorze ciemnego bursztynu, w których przeplatały się miód i czekolada, czyniąc je jeszcze bardziej wyjątkowymi. Sprawiał wrażenie pewnego siebie oraz zdecydowanego gościa, dla którego nie ma rzeczy niemożliwej.  Mężczyźni mu ufali i podziwiali, a kobiety kochały go. Paul wykorzystywał to wszystko do osiągnięcia swych celów i udawało mu się to. Aż do tego momentu, do chwili, gdy zaczął przegrywać z najgroźniejszym dla siebie przeciwnikiem. Z wrogiem, którego nie było łatwo pokonać. Z samym sobą.
            Bezsenne noce wciąż zapełniał niechcianymi myślami. To było w tym wszystkim najgorsze i tego próbował unikać. Każda myśl sprowadzała go do jednego. Zastanawiał się co byłoby, gdyby postępował w swym życiu inaczej. Co byłoby, gdyby był choć trochę lepszym człowiekiem? Roześmiał się, lecz był to żałosny śmiech, którym próbował odgonić wątpliwości. Nie potrafił już tego dłużej znieść. Nie umiał zaakceptować tego nowego stanu w sobie. Chciał się go pozbyć, aby znowu być tym bezwzględnym człowiekiem, który nie przejmował się nikim i niczym. To, co teraz się z nim działo, nie podobało mu się. Złościła go ta słabość, która nagle się w nim pojawiła. To poczucie, że nie tak powinien postępować.
            Wychodząc z hotelu, jak zwykle nienagannie ubrany i uczesany, napotkał wzrok dziewczyny z recepcji. Uśmiechnął się do niej, po czym skierował się w stronę parkingu. Wsiadł do auta i wyjechał na ulicę. Jadąc otworzył szeroko wszystkie okna. Świeże powietrze wpadło do środka, otaczając jego twarz ostrymi zapachami poranka, co sprawiło, iż rozluźnił się. Musiał jechać do Streamwood, gdyż chciał obejrzeć jedną z restauracji, którą zamierzał kupić. Dotarł tam w ciągu godziny, a po dokładnym obejrzeniu lokalu uznał, że to miejsce warte jest inwestycji. Podjął decyzję kupna, po czym zadzwonił do swego adwokata, aby umówić się na spotkanie w celu załatwienia dalszych formalności. 
            Gdy wjechał z powrotem na autostradę, przy Rosemont włączyła mu się rezerwa. Zatrzymał się na pierwszej stacji benzynowej, jaką spotkał i zatankował auto. Potem uświadomił sobie, że jest głodny. Wszedłszy do baru zajął stolik przy oknie, a po chwili podeszła do niego kelnerka. Była młoda, miała ogromne niebieskie oczy i długie blond włosy, zaplecione w niedbały warkocz. Wyglądała uroczo i niewinnie, uśmiechnęła się do niego. Kobiety niezmiennie tak reagowały. 
            Rozmyślając, zorientował się, że dziewczyna o coś go zapytała. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, złudnym oraz zdradliwym. Dziewczyna zamilkła, a jej oczy zapłonęły. Zaśmiał się w myślach, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że tak zareaguje. Dotykając delikatnie jej dłoni, zapytał czy z nim zje. Odpowiedziała, że nie może, ale gdy ponowił swa prośbę, dziewczyna westchnęła i zatonęła ponownie w jego spojrzeniu. Długo nie musiał jej przekonywać. Powiedziała, że poprosi o godzinę przerwy, po czym wróciła do niego już z posiłkiem. Jedząc, przyglądał się jej. Była ładna, nawet bardzo ładna. Szczupła i wysoka, miała smukłą szyję, na której spoczywał przerzucony warkocz. Błękitne oczy otoczone były gęstym wachlarzem rzęs. Przypatrywała się mu jak urzeczona, z jakąś taką nutką niewinności, takiej uroczej nieśmiałości, która jednak przegrywała z afektem, jaki do niego poczuła. 
            Mogła mieć jakieś dwadzieścia jeden, może dwadzieścia trzy lata. Była młoda, stanowczo za młoda. Zaśmiał się, a ona uśmiechnęła się do niego, myśląc, że śmieje się do niej. Nawet przez myśl jej nie przeszło, o czym teraz myśli. Milczeli, patrząc na siebie, każde mając inne intencje. Uczucia dziewczyny były wypisane na jej twarzy, jak na dłoni. Jej szczera twarz jaśniała. Na jego obliczu widniał uśmiech, piękny, aczkolwiek kryjący w sobie fałsz oraz podstęp. Była nieśmiała, dlatego prawie wcale nie rozmawiali. Kilka zdawkowych słów, nic więcej. Zaczęła się gra. 
            Skończyło się na tym, że poszli do jego samochodu i kochali się na tylnim siedzeniu. Była delikatna w dotyku, niczym płatek kwiatu. Nieśmiała oraz niezdarna, sprawiała, że pobudzało go to z każdą chwilą coraz bardziej. Każdy jej ruch był niepewny, co jeszcze bardziej go podnieciło. Na jej twarzy widniało zdziwienie, tak, jakby nie wierzyła w to, co się dzieje. Gdy skończyli się kochać, popatrzył na nią z lekkim uśmiechem. Na jej obliczu malował się lęk oraz niepewność.
            Co teraz? – zapytała cicho, a on dotknął jej policzka i spojrzał w jej wielkie, niewinne oczy. 
            Idź do baru, weź swoje rzeczy i wróć do mnie – powiedział, a na jej twarzy natychmiast pojawił się ogromny uśmiech. 
            Jeszcze przez moment patrzyła na niego jak na cenny skarb. Po chwili wyskoczyła z samochodu i pobiegła w stronę budynku. On wysiadł, a poprawiwszy ubranie, niedbale oparł się o samochód. Chwilę jeszcze tak stał wpatrując się w drzwi, w których zniknęła. Nie czuł nic, w jego spojrzeniu nie było żadnych emocji. Wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon, zostawiając za sobą kolejną skrzywdzoną istotę oraz wiele łez smutku. 
            Wracając do miasta o niczym już nie myślał, jakby nigdy nie było żadnej dziewczyny. Chciał tylko jak najszybciej wrócić do hotelu. Gdy już dojeżdżał na miejsce, zaczął padać deszcz. Lubił, gdy padało, uwielbiał burzę. Ten żywioł niezmiennie go ekscytował. Uczucie niebezpieczeństwa fascynowało go, wzbudzało w nim pasję. Takie igranie z żywiołem, co nieodmiennie kojarzyło mu się z wygraną. Zazwyczaj przy takiej pogodzie wychodził, aby włóczyć się po opustoszałych ulicach. Ale teraz był zbyt zmęczony. Przebiegł hotelowy hol, nie bawiąc się już nawet w uprzejmości. Winda, pokój, łóżko. Upragniony sen. 
            Od roku mieszkał w Chicago. Wynajmował apartament w Seneca Hotel, przy East Chestnut Street. Nie chciał kupować domu, nigdy nie czuł potrzeby osiedlenia się w jednym miejscu, zapuszczania korzeni. Domowe ciepło było mu obce, a zimny, bezosobowy apartament mu wystarczał. Przynajmniej tak chciał myśleć. 
            Od jakiegoś czasu ktoś wciąż do niego wydzwaniał. Głuche telefony, raz za razem. Początkowo rozdrażniony, teraz przywykł już do tego. Tej nocy również zadzwonił telefon. Odebrał obojętnie, był pewny, że i tym razem usłyszy milczenie, jednak pomylił się. 
              Zapłacisz mi za to – usłyszał nienawistny kobiecy głos, którego nie rozpoznał. – Słyszysz? Zniszczę cię. Zapłacisz mi za wszystko – Te nieoczekiwane słowa sprawiły, że się roześmiał.
            Nie wiem, kim jesteś dziewczyno, ale możesz być pewna, że już płacę, niekoniecznie tobie i niekoniecznie za twoje krzywdy – powiedział wzdychając. – A zniszczyć mnie, próbowało już wielu, jak widzisz z marnym skutkiem.
            Nie będzie ci do śmiechu jak się spotkamy – warknęła dziewczyna, której głos przyprawiał go o dreszcze.
              Chcesz się ze mną spotkać? Proszę bardzo. Powiedz mi tylko, kiedy i gdzie – zasugerował, coraz bardziej zaintrygowany.
            Zaczął zastanawiać się, kim mogła być ta dziewczyna. Był przyzwyczajony, że dzwoniące do niego kobiety brzmiały zazwyczaj zupełnie inaczej. Dlatego ten telefon kompletnie go zaskoczył i wzbudził jego zainteresowanie. Próbował skojarzyć głos dziewczyny, ale nie rozpoznał go. Był bardzo charakterystyczny, a Paul zdał sobie sprawę, że jego barwa i twardy ton, byłyby łatwe do rozpoznania, gdyby kiedykolwiek wcześniej je usłyszał. 
            To ja zdecyduję gdzie i kiedy, a ty się nawet tego nie będziesz spodziewał, draniu – kontynuowała nieznajoma.
            Dziewczyno, sprawiasz, że spędzę kolejną bezsenną noc, rozmyślając o tym, kim jesteś – zaśmiał się. – Może po prostu zaproszę cię na kolację, a później spędzimy razem miły wieczór? Porozmawiamy i opowiesz mi, dlaczego masz tak destrukcyjne plany względem mnie. Może nawet... 
            Zapłacisz mi za wszystko – wrzasnęła przerywając mu, a jej głos skojarzył mu się z charchotem dzikiego zwierzęcia.
            Zdecydowanie nie uda mi się zaciągnąć cię do łóżka. Nie chcąc, zatem marnować czasu, będę musiał cię niestety pożegnać. Chociaż byłoby pewnie miło spędzić tę noc z tobą, kotku. Aczkolwiek słysząc twoje słodziutkie szczebiotanie, nie jestem już taki pewien, czy miałbym ochotę zapoznać się z resztą twej osoby – to mówiąc rozłączył się. 
            Kolejne dni były podobne. Czasem lepsze, czasem gorsze. Przez ten czas dużo rozmyślał. Próbował sobie wszystko jakoś poukładać. Jednak nie mógł pogodzić się z tym, że mógłby stać się dobrym człowiekiem, bronił się nawet przed samą myślą o tym. Teraz potrzebował tylko poczuć się pewnie, pragnął ponownie móc kontrolować swoje życie. Chciał przestać myśleć o swoich słabościach. Tak mijały dni. Czasami wracała myśl o dziewczynie ze stacji benzynowej. Była taka szczęśliwa, gdy powiedział jej, aby wróciła do niego. Krzywda, jaką jej wyrządził, już tak mu nie doskwierała, jednakże nadal miał wątpliwości, co do tego jak ją potraktował. Tego nie mógł się w żaden sposób pozbyć. Zastanawiało go to, ponieważ do tej pory te uczucie było mu całkiem obce. Nigdy nie miał wyrzutów sumienia. Prawda była taka, że nawet długo nie rozmyślał o ludziach, których skrzywdził i wykorzystał. Teraz jednak coś się w nim zmieniało. Coś, co go niepokoiło, ponieważ tracił kontrolę nad swoim życiem, a to dla kogoś takiego jak on, było najgorszym ze wszystkiego, co mogłoby się mu przytrafić. 
            Któregoś dnia miał spotkanie z adwokatem. Wiliam Horton był jednym z najlepszych specjalistów w swoim fachu. Każdy usilnie starał się pozyskać go, a było to niezwykle trudne ze względu na to, że ludzie dosłownie zabijali się o jego usługi. Jednak dla Paula nie było rzeczy niemożliwych i wkrótce Horton został jego adwokatem. Był człowiekiem od wszystkiego, jak zwykł z niego żartować. 
            Biuro Hortona znajdowało się przy Pearson Street. Dojechał tam w kilka minut. Okazało się, że są jakieś problemy z jedną z firm, w które zainwestował.
            Sprzedaj ją – powiedział do Hortona.
            Ale stracisz na tym sporo pieniędzy – powiedział zdziwiony adwokat, przyzwyczajony do tego, że jego pracodawca nie odpuszcza tak łatwo i w podobnych sytuacjach ucieka się nawet po niedozwolonych chwytów.
            Nieważne – zaśmiał się Paul. – I tak mam mnóstwo forsy – puścił do niego oczko i zaśmiał się ponownie, widząc zdziwione spojrzenie Hortona.
            Nie poznaję cię, Tucker. 
            To jest nas dwóch. Masz ochotę coś zjeść? Ja stawiam – powiedział i wyszedł z gabinetu. 
            Po powrocie do hotelu znów poczuł pustkę. Pomyślał, że może powinien gdzieś wyjechać. Oderwać się od tego wszystkiego. Sprowadzić swoje myśli na jakieś inne tory, zawrzeć jakąś nową znajomość. Było przecież tak wiele kobiet, które tylko czekały na jeden jego gest. Zdawał sobie sprawę z tego, że trwanie w tym wszystkim nie pomoże mu. Jego rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Gdy odebrał ponownie usłyszał znajomy, kobiecy głos.
            Witaj Paul.
            Kim jesteś i skąd znasz moje imię? – zapytał zdecydowanym tonem, niezbyt zachwycony faktem, że dziewczyna prawdopodobnie go zna.
            Znam nie tylko twoje imię. Wiem o tobie  wiele więcej niż ci się wydaje, skarbie – powiedziała ironicznie.
            Czy my się znamy? – zapytał spokojnie, próbując ukryć fakt, że poczuł się niepewnie w tej sytuacji. 
            My nie – wycedziła ze złością. – Ale znałeś moją siostrę. 
            A może jakieś konkrety? Znam wiele kobiet – odparł po chwili. – Kim jest twoja siostra?
            Nie śmiejesz się teraz? A może zaprosisz mnie na kolację? – drwiła, wiedząc, że w tym momencie to ona kontroluje sytuację. 
            Chętnie. Gdzie chcesz abym cię zabrał? Proponuję jakiś dobry szpital psychiatryczny. Z chęcią zafunduję ci nawet pobyt w nim – powiedział ironicznie. 
            Niedługo nie będzie ci do śmiechu – wrzasnęła.
            Właściwie to już mi nie jest. Od kilku dni wydzwania do mnie jakaś wariatka – drażnił się z nią. – Masz może jakieś pomysły, kto to jest? – Po jego słowach przez chwilę panowała cisza. 
            Pamiętasz dziewczynę ze stacji benzynowej? – usłyszał jej nieprzyjemny głos i na początku nie rozumiał, o co jej chodzi, ale po chwili dotarło do niego, o kim mówi. – Dlaczego teraz nic się nie odzywasz?
            Albo powiesz mi natychmiast, o co ci chodzi, albo kończymy rozmowę, ty pieprznięta wariatko! – wrzasnął zdenerwowany. 
            To była moja siostra – powiedziała chłodno, a on usilnie starał się pozbierać rozbiegane myśli. 
            Co z nią? – odezwał się po chwili, lecz usłyszał tylko jej chrapliwy i nieprzyjemny oddech. 
            Nie żyje – wycedziła. – Popełniła samobójstwo, po tym jak ją zostawiłeś. 
            Paul stał przy telefonie kompletnie ogłuszony tym, co usłyszał. Przez głowę przelatywały mu setki myśli. Przed oczyma pojawiła się blondynka i ten wyraz szczęścia, który miała na twarzy, gdy widział ją po raz ostatni. Czy to mogła być prawda? Czy ta dziewczyna faktycznie popełniła samobójstwo?
            Nie wierzę ci – powiedział niepewnie.
            Nie musisz mi wierzyć – głos dziewczyny był teraz lodowaty. – Zabiłeś ją, a teraz i ty umrzesz – to mówiąc rozłączyła się.
            Ta wiadomość zwaliła go z nóg. W pierwszym momencie nie wiedział, o czym ona mówi. Dziewczyna ze stacji benzynowej? Czy to możliwe, że mogła się przez niego zabić? Z chwili na chwilę czuł się coraz podlej.  Nie potrafiąc sobie znaleźć miejsca, chodził z kąta w kąt. Nie przestawał myśleć o blondynce. Nic go już nie obchodziło. Pomału docierało do niego to, co się stało. Przecież nie mógł to być żart. Te telefony i ta nienawiść, jaką słyszał w głosie dziewczyny, która do niego dzwoniła z pogróżkami nie mogły być jedynie głupim kawałem. To wszystko było zbyt poważne, były w tym zbyt wielkie emocje. Znowu wrócił do niego obraz młodziutkiej kelnerki. I ponownie pojawiło się to przytłaczające uczucie winy oraz rezygnacji. Zabiła się przez niego, a była przecież taka młoda. Miała całe życie przed sobą. 
            Paul na swym sumieniu miał już niejedno zniszczone istnienie i wiele wyrządzonych krzywd, jednak dopiero teraz poczuł wyrzuty sumienia. Pojawiły się po raz pierwszy w życiu i zabolały jak nic do tej pory. Dręczył się tym tak bardzo, że czuł niemal fizyczny ból.  Nie jadł, nie spał. Chodził załamany. Gdy zamykał oczy, wciąż widział jej twarz, jej nieśmiały uśmiech oraz piękne niebieskie oczy. Jej długie włosy, które tak cudownie pachniały, gdy wtulał w nie swoją twarz, wtedy w samochodzie, gdy kochał się z nią, myśląc tylko o sobie. Doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ją skrzywdzi, że odejdzie po wszystkim i pozostawi ją z niczym. Wciąż czuł jej miękką skórę, gdy dotykał jej rozgrzanego ciała. Po jego policzku spłynęła łza, za nią kolejna. Wkrótce płynęły już strumieniami, a on nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że płacze. Zły, okrutny i bezwzględny Paul, płakał jak dziecko, lecz w tamtej chwili wcale tego nie ukrywał. Nie próbował sobie już wmawiać, że niczym się nie przejmuje. Że jest facetem, który jest ponad to wszystko. Ponieważ prawda była taka, że teraz bardzo się przejął. W tym momencie, nienawidził sam siebie za krzywdę, jaką wyrządził tej dziewczynie.
            Trzeciego dnia nie wiedział już, co się wokół niego dzieje. Był tak wyczerpany, że nawet się nie zorientował, kiedy zasnął. Obudził się rano, po czym zszedł do hotelowego baru i zamówił butelkę szkockiej. Wyglądał przerażająco. Jego twarz była blada, a oczy podkrążone. Był brudny, potargany, a na sobie miał wymięte, niezmieniane przez ostatnie dni ubranie. Widać było, że płakał. Siedząc przy stoliku, bezmyślnie patrzył przed siebie. Nagle zorientował się, że ktoś przy nim stoi. Spojrzał w bok i zobaczył, że była to ta młodziutka dziewczyna z recepcji. Teraz stała obok i lękliwie na niego spoglądała. Po chwili usłyszał jej cichy głos. 
            Proszę pana, czy coś się stało? – wyszeptała niepewnie. – Czy mogę panu jakoś pomóc? 
            Gdy ją usłyszał rozpłakał się ponownie, powodując zamieszanie wokół siebie. Dziewczyna, widząc, że płacze, usiadła obok niego i wzięła go za rękę. 
            Proszę się uspokoić – powiedziała pośpiesznie. – Czy mogę jakoś panu pomóc? – usłyszał i spojrzał na jej szczerą oraz niewinną twarz, w jej odbiciu zobaczył twarz tamtej dziewczyny. 
            Jak masz na imię? – zapytał. 
            Mari – powiedziała. 
            Mari, jestem podłym sukinsynem, idź stąd, jak najdalej ode mnie. Ja potrafię tylko krzywdzić – powiedział z goryczą, a dziewczyna spojrzała na niego niepewnie, ale nie odeszła.
            Proszę mi powiedzieć, co pana gryzie – poprosiła cicho. 
            Chciałbym to z siebie wyrzucić Mari – powiedział po chwili, patrząc na do połowy opróżnioną szklankę alkoholu. – Ale nie chcę żebyś tego wysłuchiwała. Ja jestem po prostu złym człowiekiem Mari. Odejdź. 
            Proszę mi powiedzieć – Dziewczyna tylko mocniej ścisnęła go za rękę, a on spojrzał na nią i pokiwał głową.
            Dobrze – wyszeptał.
            Siedzieli tak jedno przy drugim. Opowiedział jej o wszystkim. Na początku Mari siedziała spięta, słuchając jego opowieści. Ale gdy skończył mówić i spojrzał na nią, ujrzał na jej twarzy zrozumienie. 
            Jestem potworem Mari. Głupcem, który dopiero teraz przejrzał na oczy – powiedział wpatrując się tępo przed siebie.
            Nie, nie jest pan – powiedziała dziewczyna, a on spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Byłby pan potworem gdyby tu pan ze mną nie siedział – Na te słowa Paul schował twarz w dłoniach i załkał jak dziecko. 
            Mari, co ja mam teraz zrobić? – zapytał bezradnie. – Przecież już jest na wszystko za późno. I to ja jestem odpowiedzialny za jej śmierć.
            Powinien pan tam pojechać i wszystkiego się dowiedzieć – usłyszał cichy głos Mari i spojrzał na nią zaskoczony jej słowami. 
            Wcześniej o tym nawet nie pomyślał, ale ona przecież miała rację, powinien tam pojechać. Porozmawiać z kimś, dowiedzieć się czegoś. Wziąć na siebie odpowiedzialność za swój czyn. 
            Jeżeli nie czuje się pan na siłach, to mogę pojechać z panem – zaproponowała dziewczyna. 
            Muszę jechać tam sam – pogłaskał ją po policzku. – Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś. I nie mów już do mnie pan. Mam na imię Paul – powiedział i wstał, po czym skierował się do wyjścia. 
            Nie jest pa… – zaczęła. – Nie jesteś złym człowiekiem Paul – usłyszał wychodząc. 

            Jadąc samochodem ciągle myślał o dziewczynie. Bezimiennej dziewczynie, bo przecież nawet nie znał jej imienia. Gdy był już na miejscu, przez jakiś czas siedział w samochodzie. Cierpiał będąc w tym miejscu gdzie „odebrał” tej dziewczynie życie. W tamtym momencie dopadły go wątpliwości, nie chciał tam wchodzić, jednak wiedział, że powinien to zrobić. Gdy był już w środku, podszedł do stojącej za ladą kobiety. Chciał prosić o jakiś adres tej dziewczyny, ale ona rozpoznała go. Widocznie pamiętała tamten dzień, w którym to wszystko się wydarzyło. Poczuł się jeszcze podlej, a w jego oczach pojawiły się łzy.
            Niech pan się uspokoi. Chodźmy na zaplecze – powiedziała, a Paul podążył za kobietą.
            Kiedy to się stało? – zapytał.
            Jakiś miesiąc temu. To było straszne – powiedziała smutno.
            Więc to jednak prawda – Paul schował twarz w dłoniach.
            Poklepała go po ramieniu. Miała sympatyczną twarz. Brązowe włosy, przyprószone siwizną. Miała jakieś czterdzieści pięć, pięćdziesiąt lat. Mogła być nawet jej matką. Emily, takie imię miała na plakietce przy fartuchu.
            Nie płacz, przecież to nie twoja wina – powiedziała, a Paul uniósł twarz do góry i spojrzał pytająco w jej oczy. 
            Jak to nie moja? To przecież przeze mnie się zabiła – powiedział zdezorientowany.
            O czym ty mówisz? – Emily wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną, słysząc jego słowa. – Przecież ona zginęła w wypadku – powiedziała, a do Paula zaczęły docierać jej słowa.  
            Więc jej nie zabiłem? To nie moja wina – powiedział do siebie z ulgą w głosie.
            Ty nie – Kobieta spojrzała na niego z wyrzutem. – To nie twoja wina, jednak nie zmienia to faktu, że jej już nie ma – zakończyła łamiącym się głosem.
            Jestem głupcem. Przecież ta dziewczyna umarła, a ja się cieszę, że nie przeze mnie – skarcił się. – Czy bardzo cierpiała? 
            Zginęła na miejscu – Słowa Emily zabolały jak cios, a uczucie rozpaczy nie przechodziło. Dlaczego? 
            Jak ona miała na imię? Potraktowałem ją jak ostatni bydlak, a nawet nie znam jej imienia – zapytał smutno. 
            Nie wiem, co między wami zaszło, ale ona miała dobre serce. To była wyjątkowa dziewczyna – Kobieta zamyśliła się. – Tamtego dnia bardzo płakała i chodziła smutna, ale nigdy nie powiedziała na ciebie złego słowa. Czasem siadała w oknie, miałam wtedy wrażenie, że cię wypatruje. Tak, jakbyś miał za chwilę po nią przyjechać – powiedziała smutno, a Paul popatrzył na nią zdziwiony. To, co mówiła, było wprost niewiarygodne. Jak wyjątkowa musiała być ta dziewczyna. – Julia – usłyszał.
            Julia? – powtórzył. 
            Pytałeś jak miała na imię – usłyszał i nagle dziewczyna stała mu się jeszcze bliższa. Tak, jakby była tuż obok. To imię pasowało do niej idealnie. Było delikatne jak ona. 
            Skąd wiesz, że ona nie żyje? Jak się o tym dowiedziałeś? – zapytała po chwili kobieta. 
            Jej siostra mi powiedziała, od jakiegoś czasu dzwoniła do mnie każdego wieczoru, aż w końcu powiedziała, że ona… że Julia nie żyje. 
            Po jego słowach zapadła cisza. Paul spojrzał w twarz kobiety. Nagle stała się niepokojąco blada. 
            Musisz na siebie uważać – powiedziała niespokojnie, a na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. 
            Dlaczego muszę uważać? – zapytał. 
            Ona ma na imię Lisa. To jest bardzo zła dziewczyna, niebezpieczna. To ona prowadziła wtedy samochód i to ona spowodowała wypadek, ale jej nic się nie stało – do Paula ledwie docierały słowa kobiety.
            W takim razie, dlaczego powiedziała mi, że Julia popełniła samobójstwo? – zapytał zdenerwowany. – O co jej właściwie chodzi?
            Julia była jedyną osobą, którą kochała. Tylko z nią rozmawiała. Lisa ma na swym sumieniu wiele złego. Gdy ktoś wszedł jej w drogę, zawsze go niszczyła. Samo patrzenie na nią zawsze mnie przerażało – Kobieta wzdrygnęła się. – Julia była dla niej zawsze wyrozumiała oraz cierpliwa. Nieważne jak bardzo Lisa by jej dokuczyła, Julia i tak wszystko jej wybaczała, aż w końcu stała się dla Lisy kimś w rodzaju środka uspokajającego. Obie piękne, ale tak różne. Julia ze swym kochającym spojrzeniem i dobrym sercem oraz Lisa ze swoją fałszywą i podstępną duszą. Łagodniała tylko przy siostrze. Po wypadku Lisa zniknęła na kilka dni. Myśleliśmy wtedy, że już nie wróci, prawdę mówiąc mieliśmy taką nadzieję.
            Ale dlaczego wydzwaniała do mnie? – zapytał po chwili Paul, nadal niczego nie rozumiejąc. 
            Ona wini się za ten wypadek, ale nie potrafi się do tego przyznać. Jest jeszcze coś – Emily spojrzała na Paula. – Ona była o ciebie zazdrosna.
            Zazdrosna? – Paul popatrzył na nią zdziwiony. – Dlaczego zazdrosna? Przecież nigdy się nie poznaliśmy. Nie wiem nawet jak wygląda ta dziewczyna, a jedyny kontakt, jaki z nią miałem, to były jej chore telefony, którymi dręczyła mnie prawie każdej nocy od kilku tygodni.
            Była zazdrosna o Julię. Od kiedy ty się pojawiłeś, Julia chodziła smutna i rozkojarzona. Myślała o tobie, a Lisa nie mogła tego znieść. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że w życiu Julii mógłby pojawić się ktoś jeszcze. Gdy widziała zamyśloną siostrę przy oknie, na jej twarzy pojawiał się zły grymas. Tamtego dnia, gdy miały wypadek, Lisa jechała z ogromną prędkością i zderzyła się z innym samochodem. Zginęli wszyscy, a przeżyła tylko ona – Kobieta zamyśliła się. – Nie chcę nawet myśleć o tym, co wydarzyło się w samochodzie. O tych ostatnich chwilach. Być może się kłóciły. – W oczach Emily pojawiły się łzy. – Biedna Julia.
            Nie zadręczaj się tym – szepnął i ku swemu zdziwieniu przytulił kobietę. 
            Jednak nie sądziłam, że Lisa się do tego posunie – spojrzała na Paula. – Musisz teraz bardzo na siebie uważać. Ona jest nieobliczalną dziewczyną, najlepiej byłoby gdybyś wyjechał z miasta na jakiś czas.
            Ale to tylko młodziutka... – zaczął, lecz kobieta weszła mu w słowo.
            Nie powinieneś jej bagatelizować – powiedziała i jakby na potwierdzenie jej słów usłyszeli potworny łomot. 
            Wybiegli przed bar. Jego samochód, który zaparkował na podjeździe, miał teraz wgnieciony cały bok od strony pasażera. Obok stał czerwony pickup. Paul patrzył na to oniemiały. Światła samochodu, które skierowane były wprost na niego, oślepiały go. W pewnym momencie auto ruszyło, a on cofnął się o krok w tył. Samochód zatrzymał się tuż przed nim i wyskoczyła z niego Lisa. Podeszła wolno do Paula. Faktycznie była bardzo ładna. Drobniutka, niezbyt wysoka brunetka, szczuplutka i zgrabna. Długie kruczoczarne włosy, w których odbijało się światło neonu, połyskiwały pięknie, opadając łagodnymi falami na jej plecy i ramiona. Czarne oczy były śliczne, jednak było w nich coś strasznego, jakieś przerażające okrucieństwo oraz bijąca z nich ogromna nienawiść. Dziewczyna była wściekła, prawdopodobnie dlatego, że Paul dowiedział się właśnie prawdy o śmierci Julii i teraz już wiedział o tym, że nie było żadnego samobójstwa, a dziewczyna zginęła w wypadku, którego sprawcą była Lisa.  
            Co zrobiłaś z moim samochodem? – krzyknął zdenerwowany, a na jej twarzy zobaczył jeszcze większy gniew.
            Następnym razem to będziesz ty – wysyczała z nienawiścią i odeszła, nie oglądając się za siebie.
            Paul stał i wpatrywał się w zniszczony samochód. Zastanawiał się, co takiego właściwie się stało. Był oszołomiony zachowaniem Lisy oraz swoją na nie reakcją. Przestraszyła go nie na żarty. Taka młoda i drobna dziewczyna, a wzbudziła niepokój u wielkiego, dorosłego mężczyzny. U faceta, który do tej pory sam wzbudzał takie uczucia. 
            Przy jego monotonnym życiu oraz powolnej agonii, to, co wydarzyło się w ciągu tych kilku ostatnich dni, było prawdziwą rewolucją. Sprawiło, że zaczął odkrywać siebie na nowo. Początkowo nie chciał się z tym pogodzić i starł się to wszystko z siebie wyprzeć. Jednak nie mógł walczyć sam ze sobą i choć bardzo się starał, to nie potrafił już myśleć tak jak kiedyś. Nie bawiła go jego postawa, jaką wcześniej reprezentował. Zdobywał to, co chciał, nie patrząc na nic i z niczym się nie licząc. Ale pieniądze to przecież nie wszystko, teraz chciał zdobyć coś jeszcze. Zdecydował się zmienić swoje życie, postarać się być lepszym. Tak, wreszcie powiedział na głos to, o czym myślał już od jakiegoś czasu. Postanowił stać się kimś innym. Zrobić coś, co poprawi jego życie. Nada mu jakiś sens. Pomyślał, że w głębi duszy być może miał jednak w sobie coś dobrego, a teraz chciał pomóc temu wyjść z cienia. Spróbować dostosować się do tego, co się z nim w ostatnim czasie działo, nie stawiać już więcej oporów. 
            Lisa, nie zdając sobie z tego sprawy, oddała mu ogromną przysługę. Pomyślał, że może powinienem z nią porozmawiać. Doszedł do wniosku, że ona również potrzebuje pomocy, tak jak on jej potrzebował jeszcze niedawno. Cała złość już z niego opadła. W tamtym momencie czuł w sobie jedynie świeżość oraz siłę. Jakaś budującą radość, tak jakby znalazł coś wartościowego. To było takie nowe i wspaniałe uczucie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. W tamtej chwili czuł ogromny żal spowodowany śmiercią Julii. Bolesna była świadomość, że wcale jej nie znając, wyrządził jej tak wielką krzywdę. Teraz, gdyby żyła, wszystko na pewno potoczyłoby się inaczej. Myśląc o niej, przemknęło mu przez głowę, że może poczuł do niej coś więcej niż sympatię, dziewczyna była bardzo ładna i dobra, on nie mógł o niej zapomnieć od chwili, gdy tylko ją zobaczył. A przecież było to tylko jedno spotkanie. Nigdy wcześniej nic takiego go nie spotkało. Jednak od razu odrzucił tę myśl. Wszystko to, co się teraz działo, było spowodowane zmianami, jakie w nim zachodziły, było mu żal Julii i w głębi duszy miał wyrzuty sumienia, jedynie to. Nigdy nikogo nie kochał i wiedział, że to się nie zmieni. Dłuższy związek z kobietą wchodził w rachubę, ale miłość nie. Tego był absolutnie pewny.
            Patrząc na samochód, zastanawiał się czy da radę dojechać nim do miasta. Bok był całkowicie wgnieciony, a drzwiczki odstawały wygięte. O zamknięciu nie było nawet mowy. Lusterko było stłuczone, a zderzak prawie odpadał. Po namyśle postanowił, że wróci do hotelu taksówką. Przez cała drogę rozmyślał. O wszystkim i o niczym. W głowie miał ogromny chaos i czuł jakieś niezdrowe podniecenie. Pierwszą sprawą, którą chciał zrobić to porozmawiać z Mari i podziękować jej. Za to, że ona zobaczyła w nim człowieka. Dostrzegła w nim coś dobrego. Gdyby nie ona to pewnie byłby teraz w hotelowym pokoju. Pijany, samotny i załamany. Jeszcze bardziej zgorzkniały niż wcześniej. Bo przecież chciał za wszelką cenę być zły, ponieważ uważał, że to czyni go silnym i niepokonanym, ale czyniło go to jedynie samotnym oraz nieszczęśliwym. 
            Poprosił taksówkarza, żeby zostawił go parę metrów od hotelu, ponieważ chciał się przejść. Było już ciemno, a powietrze pachniało tak cudownie, była w nim jakaś świeżość i radość. Czuł, że teraz ma już cel, ważny oraz wartościowy. Taki, którego osiągniecie daje prawdziwą radość, a nie jedynie zadowolenie z korzystnej transakcji i poczucia, że dostało się coś, co tak naprawdę nie było konieczne. Coś, co nie cieszyło, tylko zadawalało. Było namiastką. Czymś, co na drugi dzień nie było już ważne. W głowie Paula w tamtej chwili przewijało się wiele myśli, tysiące pomysłów oraz planów. Był szczęśliwy, jak nigdy dotąd w swoim życiu. 
            Gdy dochodził już do hotelu, z radością myślał o Mari, chciał jej o wszystkim powiedzieć. Podzielić się swoim nowym życiem. Podziękować za to, że ona również się do tego wszystkiego przyczyniła. 
            Wyszedł na ulicę, żeby przejść na drugą stronę i wtedy zobaczył ostre światła reflektorów, a do jego uszu dostał się gwałtowny pisk opon. W pierwszym momencie nie zdawał sobie sprawy, co się dzieje. Jednak, gdy spojrzał w stronę skąd dobiegał hałas, już wiedział. Nawet nie próbował uciec, ponieważ wszystko stanęło w miejscu. Nie było sensu, a ta sytuacja nie miała dobrego rozwiązania, to się po prostu działo. Jedyne, co w tamtym momencie poczuł, to wielki żal, że dzieje się to właśnie teraz. W chwili, gdy postanowił odmienić swe życie, ono się kończyło. Widział jak auto powoli zbliża się do niego. Lisa, był pewien, że to była ona. Wszystko stało się tak szybko, a on czuł taką potworną bezradność widząc jak rozpędzone auto zbliża się w jego stronę z ogromną prędkością. Uderzenie było tak silne, że odrzuciło go na drugą stronę ulicy, wprost pod schody jakiejś kamienicy.
            Czuł potworny ból w całym swoim ciele. Delikatnie uniósł głowę, co spowodowało, że ból gwałtownie się nasilił. Zamknął oczy, ale prawie natychmiast je otworzył. Myśli były chaotyczne, zastanawiał się jak wygląda jego sytuacja. Wejście do hotelu było jakieś sto metrów dalej, ale o tej porze nie było tu dużo ludzi. Miejsce gdzie leżał nie było dobrze oświetlone. Gdyby przejeżdżał jakiś samochód miałby może szansę, że ktoś udzieli mu pomocy. Sam nie był nawet w stanie się ruszyć. 
            Spojrzał przed siebie i ujrzał, że na schodkach kamienicy ktoś siedzi, jakaś młoda dziewczyna. To było dziwne, ale w tamtym momencie nawet nie pomyślał o tym, że potrzebuje pomocy, a ta dziewczyna jest szansą, aby mu jej udzielić. Patrząc na nią, czuł się dziwnie zniewolony, a wszystkie inne rzeczy nagle po prostu zniknęły. Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, sprawiając, że on również nie mógł oderwać od niej oczu. Pomimo całego tego bólu, swoje myśli skupił tylko na niej. Kim jesteś, pomyślał. 
            Nagle usłyszał warkot silnika. Lisa. Wracała dokończyć swe dzieło. Nie! Chciał krzyczeć, prosić, a nawet błagać. Nie teraz, dlaczego właśnie w tej chwili? Ponownie dopadła go tak dobijająca bezradność. I jakiś niepokój, lęk o dziewczynę. Przecież Lisa była zdolna do wszystkiego, teraz już o tym wiedział. Chciał krzyknąć, aby uciekała, ale jej spojrzenie zniewalało go. Słyszał, że samochód już się zbliża, ale nie potrafił nawet na niego spojrzeć, chciał chłonąć widok tej przedziwnej dziewczyny. Nie stracić ani jednej sekundy, ponieważ zdawał sobie sprawę, że niewiele mu już ich pozostało. Pragnął na nią patrzeć, upajać się widokiem jej fascynujących oczu, w których widział tak wiele różnorakich emocji, które teraz czuła.
            I to był właśnie ten moment. Chwila, gdy wszystko się zmieniło. Ich życie się przeobraziło. To było niczym pierwsza kropla deszczu, która rozbija się o szybę, aby po chwili zatonąć w nieskończoności innych deszczowych łez. Jedna deszczowa kropla, która sprowadziła za sobą ulewę. Ta, która wszystko rozpoczyna. Pierwsza deszczowa kropla, ta najważniejsza.
            Samochód był już tak blisko, że prawie czuł go na sobie. Miał tą przerażającą świadomość swej bezradności.  Nagle ujrzał, że dziewczyna zrywa się ze schodów i wybiegła na ulicę, odgradzając go od Lisy. 
            Co robisz?! – wrzasnął i szarpnął się do tyłu, co spowodowało, iż poczuł ogromny ból, a później już nic nie czuł, otoczyła go ciemność.  
                                              


You May Also Like

0 komentarze

Dziękujemy za poświęcony czas na naszym blogu. Będzie nam miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie ;)
Pozdrawiamy – Ailes.