Zapraszam na kolejny rozdział mojego opowiadania. Miłego czytania :) S.
Wróżby,
czary i w ogóle cała ta magiczna otoczka była dla mnie, co najmniej lekko
naciągana. Jako racjonalistka nigdy nie udałabym się na wróżenie z ręki, fusów,
kryształowej kuli, czy kart. Nawet horoskopy umieszczane w kolorowych
magazynach omijałam szerokim łukiem, bo po prostu nie wierzyłam, że mogą
powiedzieć prawdę. Uważałam, że osoba, które je tworzy ma po prostu bujną
wyobraźnię i wymyśla to, co ludzie chcieliby przeczytać. Horoskop na wakacje,
czy wróżba noworoczna to według mnie czysta komercja przyciągająca naiwne
czytelniczki, nic więcej. Jednak szczególnie denerwowały mnie kobiety
zaczepiające przechodniów na ulicy, oferujące im różnego rodzaju wróżby. Zwykle
nosiły kolorowe stroje, miały czarne, długie włosy i śniadą karnację.
Ja też
pewnego dnia spotkałam kobietę, która wróżyła z kart. Jednak ona była zupełnie
inna. Przypominała bardziej dobroduszną babcię z bajki Walta Disneya niż
cygankę.
Coś
podpowiadało mi by jej uważnie wysłuchać…
Tak też
zrobiłam, ale czy słusznie? Może przyszłość powinna pozostać tajemnicą?