Wyznania rozważnej i romantycznej [12] (Sil)

by - 20:44

12.
Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli. 


— Paulo Coelho
*****

     Jedna wiadomość może zmienić bardzo wiele. Wywrócić wszystko do góry nogami. Stać się przyczyną naszych rozterek, obaw… Zakłócić misternie plecioną pajęczynę szczęścia. Sprawić, że to, co było do tej pory oczywiste, przestanie takie być. Czerń miesza się z bielą, radość ze smutkiem. Dobro ze złem. Wszystko traci swój pierwotny, harmonijny sens. Jest szare niczym popiół, powstały ze spalonych w kominku drewien. Gdy chuchniesz ulatuje w powietrze, brudzi napotkane powierzchnie, plami to, co do tej pory było czyste, nieskalane… Serce… do niego przedostaje się niepokój… wahanie… czy zrobić tak, a może zupełnie inaczej? Powiedzieć teraz, czy później. Zapomnieć, czy wręcz przeciwnie. Iść dalej, czy trwać w zawieszeniu.
W próżni, szczęśliwej otoczce. A może jednak spróbować czegoś innego? Zaryzykować, ten jeden jedyny raz… Tylko czy warto postawić na szali losu wszystko, co mamy? Co jeśli dobra passa przestanie się do nas uśmiechać?
Cóż... odpowiedź jest jedna - przegramy.


*****

     Kobieta trzymała kredowy papier w dłoniach i utkwiła wzrok w czarnym druku. Zupełnie zapomniała, że starała się o ten wyjazd. Teraz czuła się po prostu zagubiona. Nie wiedziała, czy cieszyć się z powodu pozytywnej odpowiedzi, czy płakać na myśl o rozłące z Alexandrem, przyjaciółmi, czy rodziną. Wszystko czego potrzebowała było tutaj, w NJ. Jednak stypendium w Londynie stanowiło spełnienie jej marzeń. Szansę na lepszą przyszłość, zdobycie nowych umiejętności pod okiem znanych architektów wykładających na prestiżowych uczelniach w Anglii. Londyn, od zawsze kojarzący jej się z pięknym miejscem, mieszanką kultur i tradycji, w tym momencie był dla niej czymś obcym, napawającym niepokojem.

Niestety europejska metropolia była wierzchołkiem góry lodowej, to co gorsze znajdowało się pod wodą, w jej sercu. Była rozdarta pomiędzy tym, co powinna zrobić, a tym, co podpowiada jej miłość, która na dobre zagościła w jej życiu. Jednak uczucie nie pomagało jej w podjęciu decyzji. Jedynie nawarstwiało lęk przed wyznaniem tego Alexowi.  Z jednej strony sama nie wiedziała, co zrobić, z drugiej zaś bała się reakcji ukochanego. Jego żalu, pretensji. Powodu, dla którego  nic wcześniej mu nie powiedziała tak naprawdę nie było. Nicole po prostu zapomniała. Odurzona szczęściem i miłością żyła oderwana od rzeczywistości i przyziemnych spraw. Banalne wytłumaczenie, ale zarazem prawdziwe.

Po pewnym czasie znużona rozterkami po prostu zasnęła. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Kobieta poszła je otworzyć, by sprawdzić, kto tak niecierpliwie domaga się wpuszczenia do środka. Na korytarzu stała Laura. Zawsze uśmiechnięta, promieniejąca radością, wyglądała jakby ktoś odebrał jej wszystko, co miała, a twarz obsypał białym pyłem. Puste oczy i łzy spływające po jej policzkach tylko wzmagały dramatyczny obraz jaki sobą przedstawiała. Dziewczyna podeszła do niej i po prostu ją przytuliła, próbując uspokoić jej szloch, który niespodziewanie się z niej wydobył. I nagłe słowa z jej ust… dźwięki, wyrazy, zdania…

- O-n… ni- e … nie… żyje….
- Ale kto? – niemal wykrzyczała zszokowana Nicole. – Chris?

W odpowiedzi dziewczyna pokręciła tylko przecząco głową i wskazała na łańcuszek z literką A, który Niki nosiła na szyi.

- Nie… To nie może być prawda, słyszysz? Słyszysz, on nie mógł umrzeć… nie on… - wykrzykiwała, potrząsając wątłym ciałem przyjaciółki.

I nagle wszystko się zmieniło. No prawie. Nadal kurczowo trzymała się czyichś ramion, jednak to nie była Laura, a Alex. Machinalnie przytuliła się do niego jakby miał za chwilę zniknąć. Czuła jego zapach, ciepło, bijące miarowym tempem serce. Słyszała jego głos. Był jak prawdziwy, jak ten, który zapamiętała. Taki, który sprawiał, że po jej ciele przechodził przyjemny dreszcz. Co ją zdziwiło, to jaki realny był w tej chwili. Jakby był przy niej, pozwalał jej się objąć. Choć przez chwilę, by mogła jeszcze go poczuć. Irracjonalnie uwierzyła w sen, a wyparła ze świadomości, że to może dziać się naprawdę. Dopiero jego stanowcze słowa przywróciły w niej poczucie świadomości.

- Kochanie, proszę uspokój się, jestem tutaj… słyszysz mnie? Nicole!

Kobieta jakby wyrwana z całkowitego otępienia spojrzała błędnym wzrokiem na mężczyznę wpatrującego się w nią z wyraźnym lękiem wymalowanym na twarzy. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, co się właśnie stało, że to wszystko było tylko koszmarem, snem, który wzięła za najtragiczniejszy scenariusz swojego życia. Na szczęście rzeczywistość nadal malowała się w znacznie weselszych barwach. Teraz już wiedziała, że nigdzie nie pojedzie. Nie mogłaby. Nie po tym, co poczuła. Jakby ktoś zabrał jej powietrze, sens istnienia.

- Kochanie… Boże, jak dobrze, że nic ci nie jest. Ja myślałam… nieważne. Kocham cię. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Skarbie. Już wszystko jest ok. Też cię bardzo kocham. Zawsze będę – powiedział, po czym ją pocałował, ale jakoś tak inaczej, z czułością i namacalnym uwielbieniem. W tym pocałunku była obietnica, coś równie ważnego, co wypowiedziane wcześniej słowa.

Oboje zmęczeni mijającym dniem po prostu zasnęli, wtuleni w siebie, wsłuchani w bicie serc. Tym razem spali spokojnie. Godziny leniwie zmieniały się na tarczy ściennego zegara. Jednak czas płynął. Nieuchronnie mijały sekundy, minuty i godziny, a budzik wreszcie mógł oznajmić, że nadeszła pora, by się obudzić.

Promienie słońca dają delikatne światło rozchodzące się po pokoju.  Dwójka zbudzonych niedawno ludzi urządza sobie bitwę na poduszki. Słychać tylko śmiech i głuche odgłosy toczącej się walki. W końcu obydwoje leżą obok siebie i  patrzą. Ona na niego, on na nią. Nic nie mówią, bo i po co. Nagle dziewczyna skrada pocałunek od zaskoczonego bruneta. Ten jednak nie pozostaje jej dłużny, wykonuje podobny gest i zaczyna ją łaskotać. I znów po sypialni roznoszą się  salwy śmiechu.

- Ok, Alex błagam, przestań… poddaję się…
- No dobrze, ale pamiętaj gdzie idziemy wieczorem.
- Pamiętam – powiedziała Nicole, wywracając oczami.
  
*****
     Mężczyzna siedział na fotelu z uwagą przyglądając się poczynaniom drobnej brunetki. Kobieta starała się zapiąć bransoletkę na prawym nadgarstku, jednak jej wysiłki były daremne. Wreszcie Matthews podszedł bo niej i wziął srebrną biżuterię.

- Proszę, gotowe – stwierdził, po czym pocałował dłoń swojej dziewczyny. Zawsze, gdy wykonywał podobny gest, jej policzki natychmiast się rumieniły. Tak było i tym razem. – Kocham, gdy się tak słodko rumienisz.
- Alex… proszę cię… dlaczego ja tak na ciebie reaguję?
- Bo jestem twoim facetem, bo cię pociągam, bo mnie kochasz…
- Patrzcie go, jaki pewny siebie – zaczęła się droczyć. On, wyczuwając jej grę, pogładził dłonią jej zaróżowiony policzek, a następnie zaczął całować linię jej szczęki, a później szyję. Nicole jak oparzona odsunęła się od niego z widoczną w jej oczach porażką.
- Aż tak cię odpycham? – zapytał z przekąsem.
- Nie widać?  Nie znoszę cię…
- Cóż, trudno. Ja tam cię kocham…
- Serio? - spytała, na co on tylko skinął głową – Hmm, ja chyba tylko trochę.
- Co trochę? – zapytał, obejmując ją w pasie.
- No kocham cię…  - Ok. – zaczęła, widząc jego badawcze spojrzenie - Bardzo. Za bardzo – powiedziała, kładąc mu dłonie na karku. On się tylko uśmiechnął, po czym złożył na jej ustach pocałunek.

Niebawem byli już przed drzwiami rodzinnego domu dziewczyny. Co dziwne, teraz to mężczyzna szedł tam jak na ścięcie. Nicole tylko się uśmiechała, widząc jego minę. W końcu nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.

- Bardzo zabawne, wiesz?
- Kochanie, przecież to ty mnie tutaj wyciągnąłeś. A teraz wyglądasz jak męczennik. Wdech, wydech, uśmiech proszę, bo pukam.

Alexander tylko westchnął, po czym przybrał na twarz najszczerszy uśmiech, na jaki było go stać.

Po chwili drzwi otworzyła szczupła brunetka o zielonych oczach. Nicole była jej wierną kopią, z tą różnicą, że młodszą o te dwadzieścia parę lat. Mimo to, jej matka nadal była bardzo piękną kobietą.

- Dzień dobry mamo – rzuciła Nicole, a za nią jej chłopak.
- Witajcie kochani, dobrze, że już jesteście. Proszę wejdzie - powiedziała, zapraszając ich do środka.

Kolacja przebiegała w przyjemnej atmosferze. Wszystkim dopisywał świetny humor. Nawet Alex wydawał się być zadowolony ze spotkania. Nagle rozległ się dźwięk komórki Nicole. Dziewczyna wyszła z pokoju, by w spokoju odebrać połączenie. Na moment zapanowała cisza. Jednak po chwili głos zabrał pan Clarks.

- Alexandrze, Nicole pochwaliła się już, że dostała półroczne stypendium w Europie?

Na te słowa Matthews po prostu wstał, mówiąc szybko, że musi już iść. Gdy miał otwierać drzwi, podbiegła do niego Niki.

- Alex, gdzie ty idziesz, co się stało?
- Nic. Mogłaś mi tylko powiedzieć, że wyjeżdżasz… - mruknął i po prostu zniknął za drzwiami, nie dając brunetce jakiejkolwiek szansy na usprawiedliwienie się.


Wzburzona dziewczyna poszła do salonu, rzuciła gniewne spojrzenie w kierunku swoich rodziców i bez słowa wybiegła. Miała nadzieję, że jeszcze dogoni mężczyznę. W pierwszej chwili, gdy znalazła się na ulicy, nikogo nie zauważyła, jednak szybko dostrzegła męską sylwetkę opartą o ścianę pobliskiego budynku. Bez wahania ruszyła w tamtym kierunku. 

You May Also Like

0 komentarze

Dziękujemy za poświęcony czas na naszym blogu. Będzie nam miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie ;)
Pozdrawiamy – Ailes.