7.
Bóg
w swej nieomylności stworzenia świata i wszystkiego z czego on się składa,
zbudował coś tak kruchego i marnego jak człowiek. Istotę, teoretycznie podobną
Najwyższemu, lecz też zupełnie inną, ciągle się potykającą, błądzącą, raniącą
innych.
Jednak
jest coś, co sprawia, że wydajemy się choć trochę podobni do Pana – wolna
wola, a także zdolność
odróżniania dobra i zła. Co za tym idzie, mamy też sumienie, to ono wskazuje
nam nasze przewinienia, nie pozwalając o nich zapomnieć. Posiadamy też
specyficzną umiejętność, a raczej powinniśmy ją mieć. Jest nią zdolność
przebaczania, choć nieporównywalnie mniejsza od tej boskiej, to i tak jest
czymś wyjątkowym, czynem na który często nas nie stać. Jak łatwo jest kogoś
winić, nienawidzić, żywić do niego urazę przez długi czas, a nawet przez całe
życie.
Jednak kim
my jesteśmy, by to robić? Prochem, który uważa się za skałę. Płomykiem, co
chciałby być niszczącym pożarem, wreszcie kroplą wody, która myśli, że jest
życiem…
Przebaczenie?
Czym ono jest? Pierwszym skojarzeniem wydaje się odpuszczenie win, zapomnienie
złych uczynków. Dla mnie jest ono czymś o wiele więcej – fragmentem
najpotężniejszego z uczuć. Bo miłość, która nie potrafi przebaczyć, nie jest
miłością, tylko iluzją, ślepą ucieczką od samotności, której tak bardzo się
lękamy. Jednak czy można uciec przed czymś ciągle oglądając się za siebie i,
niczym zbłąkana ćma, kończąc w płomieniu zapalonej świecy?
Brak
umiejętności wybaczania jest niczym furtka do krainy pustki, chłodu, nienawiści i wszechobecnej nicości. Jest
przejściem, które raz zamknięte już nigdy nie da się otworzyć. To swoistego
rodzaju pułapka zastawiona przez szatana, do której klucz zostaje nam
bezwiednie odebrany i wrzucony w odmęty studni zapomnienia, zupełnie jak my
sami – ludzie, zwierzęta, którzy myśleli, że im wszystko wolno, jednak nie
całkiem. Każdy z nas dostanie to, na co zasłużył. Dobroć, jeśli tak jak
Chrystus potrafił wybaczyć, zło, jeśli tak jak diabeł potrafił nienawidzić.
*****
Mężczyzna wpatrywał się z wyraźną troską w zupełnie
zaskoczoną Nicole. Ona zaś zapomniała o wszystkim, co się wydarzyło, tonąc w
jego gorącym spojrzeniu. Żadne z nich nie miało w tym momencie bladego pojęcia,
co właśnie zaszło za ich plecami. Nagle wszystko to zniknęło, bo usłyszeli
cichy zgrzyt zamykanego zamka i stukot szpilek dźwięcznie uderzających o
parkiet.
Równocześnie w ich umysłach pojawiło się jedno
słowo, a raczej imię – „Laura!”
U Alexa było nacechowane złością i żądzą mordu, u
kobiety zaś mieszanką zaskoczenia, irytacji, ale i wdzięczności skierowanej ku
przyjaciółce.
Matthews szybkim krokiem podszedł do drzwi i dla
pewności pociągnął za klamkę. Jednak tak jak się spodziewał, otworzenie ich
było niemożliwe.
Sam fakt, że został podstępem zwabiony przez Laurę
sprawił, że ogarnęła go niepohamowana wściekłość. To uczucie zaślepiło go wręcz
do tego stopnia, że nie dostrzegł zdumienia malującego się na twarzy Nicole.
Uważał, że brunetka miała coś wspólnego z intrygą
jego siostry, przez co stracił zupełnie chęć by na nią patrzeć. W wyrazie
bezsilności uderzył kilkakrotnie otwartą dłonią w drzwi, mając ochotę zniszczyć
je w drobny mak, ale na jego nieszczęście były zbyt wytrzymałe. Niestety jego
dłoń okazała się zbyt słaba w zetknięciu z twardą powierzchnią, a on sam
wykrzyknął wiązankę przekleństw, z powodu bólu, jakiego właśnie doświadczył.
W dodatku czuł się w tym momencie niczym w klatce,
gdyż został zapędzony przez własną siostrę w kozi róg. Czy tego chciał, czy
nie, musiał porozmawiać z Nicole.
Problem w tym, że nie miał pojęcia, co jej powiedzieć, więc podszedł jedynie do
okna i zaczął rozcierać swoją dłoń. Rozmowę podjęła Nicole, stwierdzając fakt,
który wydawał jej się zupełnie oczywisty.
- Ty mnie nienawidzisz – powiedziała, zakrywając
dłońmi swoją twarz.
Alex wykonał identyczny gest, próbując zebrać myśli
i nie pogorszyć obecnie już i tak trudnej sytuacji. W końcu spojrzał na
dziewczynę, postawił parę kroków, po czym usiadł obok niej, kładąc ręce na jej
nadgarstkach. Niki czując delikatny uścisk, zdjęła dłonie z twarzy i podniosła głowę tak,
by widzieć Alexandra. Patrzyła tylko w oczekiwaniu na ostateczny cios, jednak
to, co usłyszała nie było tym, czego się spodziewała.
- Powiedz mi tylko jedno? Razem z Laurą
sprowadziłyście mnie tutaj? – spytał, nie odrywając wzroku od jej oczu, a rąk
od jej dłoni.
- Nie, ja nie wiedziałam, że tu będziesz. Moja mama
miała mieć dzisiaj badania i coś było nie tak… albo i nie? – spytała samą
siebie. - Niech ja tylko dostanę je i Chrisa w swoje ręce!
- Dobrze. Spokojnie mała, złość piękności szkodzi –
rzucił, wywołując na twarzy dziewczyny cień uśmiechu.
- Taa jasne… - rzekła zrezygnowanym tonem, na co
Alex tylko pokręcił głową.
- Wracając do tematu, spytałaś, a raczej
stwierdziłaś, że cię nienawidzę.
- Tak, przecież to oczywiste, po tym, co zrobiłam. - odpowiedziała.
- Niki, ja…
- Nic nie mów, wiem, że cię skrzywdziłam tamtymi
słowami, zniszczyłam wszystko, co było, naszą przyjaźń, tę noc… dosłownie
wszystko, każdy magiczny element, który nas łączył…
- Kobieto, możesz choć raz mi nie przerywać? –
powiedział lekko drżącym z emocji i
irytacji głosem.
- Ale…
- Ciii, ja mówię… Nie mogłem cię znienawidzić, choć
bardzo się starałem – zaczął, przytrzymując tym samym spojrzenie kobiety,
czekającej na ostateczny wyrok – Próbowałem wymazać z umysłu te wszystkie
chwile, ciepłe uczucia, które nas łączyły, posunąłem się nawet do nadużywania
alkoholu i nie tylko… Jednak to nic nie dało, wciąż o tobie myślałem, patrzyłem na twoje
zdjęcie… To wszystko jeszcze bardziej potęgowało ból i złość, które czułem.
Zostałem zmiażdżony czymś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Zadałaś mi
nokautujący cios, a ja mimo to jestem gotów nadstawić drugi policzek. Mam
świadomość, że mogę się już nie podnieść, ale muszę wiedzieć, co czujesz. Tylko
proszę, bez owijania w bawełnę. Powiedz mi to prosto z mostu. Wiedz tylko
jedno. Dla mnie zawsze pozostaniesz najważniejszą.
- Alex… Powinieneś mnie znienawidzić,
za kogo ja się uważałam, żeby po tym, co się stało, po naszym zbliżeniu,
powiedzieć, że żałuję. Jestem podłą egoistką, która nie
ma uczuć. Wybacz mi… Ja po prostu wystraszyłam się, bałam się tego, co
poczułam… Wiem, że to żadne wytłumaczenie, ale tylko takie mam… - powiedziała,
jednocześnie szlochając i ujmując w dłonie szorstką od kilkudniowego zarostu
twarz Alexandra. On zaś uczynił to samo, ścierając kciukami pojedyncze łzy
spływające po jej zaróżowionych policzkach.
- Nie płacz kochanie, proszę... –
szepnął, całując słone krople wypływające spod jej powiek. Kobieta na ten gest,
po prostu wtuliła się w zagłębienie jego szyi. On zaś przyciągnął ją bliżej
siebie i zaciągnął się jej delikatnym zapachem. Mogliby już tak trwać w
nieskończoność, jednak zza okna dobiegł ich głośny szum wiatru i donośny stukot
kropel deszczu uderzających o parapet, zwiastujący nadciągającą burzę. Tym
samym niejako sama matka natura odważyła się przerwać ich intymną chwilę.
- Zacznijmy wszystko od początku.
Proszę – wyszeptał, wciąż wtulony w kobietę mężczyzna.
- Naprawdę tego chcesz? – spytała
Nicole, irracjonalnie bojąc się odpowiedzi.
- Tak. A ty?
- Oczywiście, choć nie wiem, czy
zasługuję na ciebie…
- To chyba ja powinienem powiedzieć.
- Wcale, że nie.
- Zapomniałem już, że ciężko cię
uciszyć, ale może mi się to uda – powiedział Alex, po czym delikatnie, acz sugestywnie
zaczął pieścić swoimi ustami jej pełne wargi. Gdy już się od siebie oderwali,
na ich uśmiechniętych twarzach widoczna była wyraźna ulga i radość połączona z
poczuciem nieprzeniknionej euforii, która ogarnęła ich serca. Ciszę przerwały
słowa mężczyzny:
- Nicole, może już byśmy wyszli z tego
szpitala? – powiedział.
- Oczywiście, ale drzwi są zamknięte i
w dodatku pada…
- Głuptasie, zawsze pozostaje okno…
- Powiedz, że żartujesz – rzekła lekko
już wystraszona.
- Nie, poza tym moja kochana siostra
nas tu zamknęła i nie wiadomo kiedy raczy wypuścić. – Ledwo zdążył to
powiedzieć, a drzwi do gabinetu otworzyły się jak na rozkaz.
- Dobre, niczym 'sezamie otwórz się'.
Laura chyba bała się mojego wychodzenia oknem.
- Pewnie tak, ale to świadczy tylko o
tym, że podsłuchiwała.
- Wiesz, jakoś nie mam jej tego za złe.
- Ja też. To co, idziemy?
Kobieta tylko skinęła głową, po czym
wyszła z pomieszczenia, a wraz z nią wpatrzony w jej drobną postać brunet. Gdy szli korytarzem
obok siebie ich dłonie zaczęły żyć własnym życiem i w niewyjaśnionych
okolicznościach znalazły drogę do siebie, porażając przy tym ich właścicieli
falą przyjemnej elektryczności.
Zaskoczeni spojrzeli tylko ukradkiem na
siebie, uśmiechając się do swoich myśli, po czym wyszli z budynku, wprost na
ulewny deszcz, którego zdawali się zupełnie nie zauważać. Jakby na przekór
pogodzie, poszli do parku obok kliniki i po prostu zaczęli tańczyć w rytm
spadających z nieba kropel, cicho grających świerszczy, a nade wszystko muzyki,
którą wygrywały ich serca.
Miejsce ich wariackiego zachowania było
wprost idealne. Romantyczne, ciche, jedyne w swoim rodzaju, wśród wysokich drapaczy chmur
i centrów handlowych, stanowiło azyl dla pacjentów szpitala. W ogrodzie
znajdowało się mnóstwo kolorowych kwiatów, poczynając od dumnie wyglądających
róż, na skromnych, a zarazem małych stokrotkach kończąc. Całość barwnych rabat
przecinały ścieżki, wijące się niczym wąż dookoła fontanny w kształcie pary
łabędzi…
*****
Tymczasem w domu państwa Clarks pani domu
przyrządzała ulubioną potrawę swojego męża, który niebawem miał wrócić z pracy.
Niedługo po tym jak wyjęła pachnącą ziołami zapiekankę z piekarnika, usłyszała
jak ktoś wchodzi do mieszkania. Jak co dzień wyszła do holu, by się z nim
przywitać.
- Witaj kochanie. Dobrze, że już jesteś. Właśnie
zrobiłam twoje ulubione danie.
- Cześć skarbie. Padam z nóg. Mmm… zapiekanka,
kocham cię.
- Jednak dobrze mówi powiedzenie – przez żołądek do
serca.
- O tak, a co to za okazja, że ją zrobiłaś?
- A musi być okazja?
- Nie, chyba, że chcesz mnie nią przekupić. Mam
rację? Hmm, co znowu przeskrobała nasza córka?
- Powinieneś być detektywem, a nie programistą.
Cóż, Niki ma chłopaka, a przynajmniej tak myślę.
- To źle? Znam go? Coś z nim nie tak?
- Po pierwsze wolniej, kochany. Po drugie, uważam,
że to dobrze, bo jest nim Alex.
- Alex? Matthews? Mam wyjmować z gablotki broń?
- David, ani mi się waż! Daj mu szansę.
- To znaczy, że nie zostanę jeszcze dziadkiem?
- No wiesz, a czy ja wyglądam już na babcię?
- W żadnym razie, kochanie i dlatego pójdziesz
teraz ze mną.
- Ale gdzie? A obiad? – spytała zdezorientowana
kobieta.
- Mam teraz ochotę na coś innego niż obiad… -
powiedział mężczyzna, biorąc jednocześnie Katharine na ręce.
0 komentarze
Dziękujemy za poświęcony czas na naszym blogu. Będzie nam miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie ;)
Pozdrawiamy – Ailes.