Labirynt uczuć (Rain)
Rozdział 3
Gotowa
do wyjścia Joy stała przy drzwiach i co chwilę kopała w nie
nóżką, dając upust swojemu zniecierpliwieniu, podczas gdy Julia niestrudzenie szukała
kluczy, sprawdzając kieszenie wszystkich ubrań na wieszaku w holu.
- Przykro mi skarbie, ale dopóki ich nie znajdę,
nici ze spaceru. – Posłała córce przepraszające spojrzenie i w tej samej chwili
trafiła wreszcie na zgubę. - Bingo! Wychodzimy! – oznajmiła radośnie, sięgając
do klamki, kiedy we wnętrzu jej torebki rozdzwonił się telefon. - No, masz –
jęknęła nurkując po niego ręką.
Nie znała numeru, który pokazał się na
wyświetlaczu, ale po krótkim wahaniu odebrała jednak.
- Julia?
Julia Evans? – Nie rozpoznała kobiecego głosu w słuchawce.
- Tak, a kto mówi?
- Claire Rainwood, poznałyśmy się, kiedy pracowałaś
jeszcze u Alana Kenta.
- Claire?
Czy to nie ty zajmowałaś się promocją marki Ted Baker, dla której
robiliśmy sesję w londyńskim metro? - Ściągnęła brwi, próbując przywołać w
pamięci obraz swojej rozmówczyni.
- Masz dobrą pamięć – Kobieta zabrzmiała na
szczerze ucieszoną. – Znajdziesz chwilę na rozmowę, Julio?
- Chętnie, ale mogłabyś mi powiedzieć skąd właściwie
masz ten numer? – Wyraźnie nie dawało jej to spokoju.
- Zdobycie go nie było łatwe, ale mam swoje dojścia
– Claire odparła tajemniczo. - Prowadzę
teraz w Docklands własną galerię i pomyślałam, że skoro znowu jesteś w kraju,
warto byłoby odnowić starą znajomość. - Zaśmiała się krótko, od razu
przechodząc do rzeczy.
Julia łowiła każde jej słowo z rosnącym
zainteresowaniem, jednocześnie posyłając coraz bardziej zniecierpliwionej Joy
przepraszające spojrzenie.
- Jesteś świetnie poinformowana, więc zamieniam się
w słuch. Dopiero wróciłam, ale już zaczynam rozglądać się za pracą – odparła zaintrygowana.
- Miło mi to słyszeć, zwłaszcza, że mam dla ciebie
pewną propozycję. Co powiesz na spotkanie? Galeria „Basco”, dziś wieczorem. Otwieram
wystawę obrazów młodego, awangardowego malarza z Basildon. Z tej okazji
urządzam mały bankiet, pojawi się kilka znanych twarzy, a my będziemy miały
okazję porozmawiać bardziej szczegółowo – zaproponowała Claire.
- Cieszę się, że pomyślałaś akurat o mnie i bardzo
chętnie przyjdę – zapewniła Julia – ale teraz jestem już trochę spóźniona i
muszę niestety kończyć – dodała szybko, bo Joy ciągnęła ją za rękaw kurtki, ani
na moment nie dając o sobie zapomnieć, a jej niezadowolenie zaczynało być coraz
bardziej donośne.
- W takim razie nie przedłużam. Do zobaczenia o
ósmej. – Claire rozłączyła się, a Julia natychmiast zaczęła uspokajać płaczące
już teraz głośno dziecko.
Kiedy udało jej się w końcu opanować sytuację, dotarło
do niej, że chcąc wyjść wieczorem z domu, musi najpierw zapewnić Joy opiekę. To
skutecznie zdusiło jej wcześniejszy entuzjazm. W innych okolicznościach podobne
sytuacje nie stanowiłyby problemu, ale teraz, mimo, że z własnego wyboru, była
jednak samotną matką i wizja włóczenia się z dzieckiem po obcych ludziach,
budziła w niej poczucie winy. W takich
chwilach dopadało ją poczucie bezsilności, ale była zbyt zdeterminowana, by dać
się temu zdominować. Dlatego otrząsnęła się szybko i zamiast na spacer, wyszła
z Joy do ogrodu, żeby mając ją na oku, móc w spokoju zadzwonić. Liczyła na
Nicka, który już kilkakrotnie ratował ją w podobnych sytuacjach, ale tym razem
musiał jej odmówić, bo wieczorem pracował. Mogła, co prawda, zadzwonić do
jakiejś agencji i wynająć na kilka godzin wykwalifikowaną opiekunkę, jednak w
tej chwili nie miała do tego przekonania. Była już niemal gotowa odpuścić sobie
spotkanie, kiedy niespodziewanie zadzwonił Steve. Uznała to za zrządzenie losu
i uczepiła się tej myśli jak ostatniej deski ratunku.
***
Ośmiopiętrowy apartamentowiec, w którym mieszkał
Steve Parker był typową, nowoczesną zabudową z betonu, metalu i szkła. Julia zaparkowała
w zatoczce przy budynku i zerknęła w górę, próbując zgadnąć, które z okien na
drugim piętrze należą do mieszkania przyjaciela. Chwilę potem obie z Joy
jechały już windą na górę.
Powiadomiony domofonem Steve czekał na nie w progu,
z ciekawością spoglądając na małą dziewczynkę, którą Julia trzymała na rękach.
Spała, kiedy widział ją po raz pierwszy i dopiero teraz mógł jej się dokładnie
przyjrzeć. Drobna, z dwoma podwijającymi się, ciemnymi kucykami wyglądała
niczym filigranowa laleczka i wcale nie wydawała się przestraszona jego
widokiem. Właściwie nawet na niego nie patrzyła, tylko z ciekawością zaglądała
do wnętrza mieszkania, które miał za plecami.
- Nie masz pojęcia jak bardzo jestem ci wdzięczna,
że się zgodziłeś – Julia wyrzuciła z siebie jednym tchem, stawiając Joy na
nóżkach. – Claire prowadzi teraz własną galerię i to spotkanie może być dla
mnie szansą na nowy zawodowy start – kontynuowała, zupełnie nie zwracając uwagi
na dziecko, które natychmiast skorzystało z okazji i przeciskając się wąską
szparą między Steve’em a framugą drzwi, niczym mały taran ruszyło przed siebie.
- Wchodźcie – mężczyzna zreflektował się w końcu,
zapraszając je do środka.
- A gdzie mała? – Julia rozejrzała się wkoło
siebie. – Joy? Joy!!! – zawołała, podążając za córeczką. W samą porę, bo dziewczynka
stała już przy niskim regale z książkami i trochę niezdarnie próbowała wyciągnąć
jedną z nich, ale z marnym skutkiem.
Matka natychmiast zabrała ją stamtąd na fotel i zaczęła
rozbierać z kurtki. Wyraźnie zaintrygowana nowym otoczeniem dziewczynka, co
rusz potrząsała kucykami, obracając główkę na boki i rozglądając się wokoło.
- Wygląda jak aniołek – Steve kucnął przy fotelu, wpatrując
się w dziecko nie mniej zaintrygowany od niego.
- Aniołek? -
parsknęła Julia. - Zapewniam cię, że to tylko pozory – dodała z rozbawieniem. –
Przepraszam, wiem, że zadzwoniłam na ostatnią chwilę, ale to sytuacja awaryjna,
a ja nie zorganizowałam jeszcze żadnej dodatkowej pomocy i po prostu nie miałam
jej z kim zostawić – tłumaczyła się cicho.
- Daj spokój, nie znamy się od wczoraj. Poza tym, przypominam
ci, że jestem podwójnym wujkiem i takie akcje nie są dla mnie żadną nowością. –
Przyjaciel w uspokajającym geście położył dłoń na jej ramieniu. – Mam tylko
nadzieję, że Joy nie ma nic przeciwko zostaniu ze mną. – Starał się złowić
spojrzenie dziecka, ale było zbyt zaaferowane otoczeniem i przedmiotami,
stojącymi na wyciągnięcie ręki.
- Liczę na to, że nie. Jest bardzo kontaktowym,
ciekawym świata dzieckiem i jak widzisz, wszędzie jej pełno – westchnęła
ciężko. – Zajmij ją czymś, a ja zejdę na dół po rzeczy – dodała wstając z
fotela, a Steve wykorzystał okazję, wyciągając rękę do dziewczynki. Przez
chwilę mu się przyglądała, a potem bez oporów podała mu swoją i śmiało ruszyła
na oglądanie mieszkania.
Kiedy Julia wróciła z pokaźną torbą w ręce, Joy
siedziała na kuchennym blacie przy zlewie, a Steve płukał jej rączkę pod
bieżącą wodą.
- Coś się stało? – zaniepokoiła się Julia.
- Bez paniki, proszę. Sprawdzała tylko zawartość doniczki i
ubrudziła się ziemią – odparł, ani na moment nie spuszczając dziecka z oczu.
- Uprzedzałam, że nie jest aniołkiem – odparła
Julia.
- Jeśli to oznacza, że brak jej skrzydeł, to nie
posiadam się z radości. Gdybym miał ją ganiać pod sufitem, stanowiłoby to
pewien problem, a tak na pewno dam sobie z nią radę – zaśmiał się, stawiając
małą na podłodze.
Z zainteresowaniem przyglądał się, jak Julia
przytula córeczkę i tłumaczy jej, że musi wyjść, ale wujek Steve zostanie z nią
przez cały ten czas. Mała nie wyglądała na zbyt szczęśliwą, ale nie była też
przestraszona i kiedy wyciągnął do niej rękę, dość chętnie podała mu swoją.
- Jest bardzo ufna – przyznał.
- Tak i trochę mnie to martwi, ale przez nasz dom
przewijało się tak wielu ludzi, że szybko przywykła do tego, że w jej otoczeniu
ciągle pojawia się ktoś nowy – odparła Julia z zamyśloną miną.
- O nic się nie martw, zajmę ją czymś i nie będzie rozpaczać.
– Podniósł Joy na ręce i kiedy ta zaczęła machać do matki, ruszył holem do
pokoju na jego końcu.
- Telefon będę mieć cały czas przy sobie, więc
gdyby cokolwiek się działo, po prostu dzwoń – Julia zawołała za nim.
- Baw się dobrze i o nic się nie martw. Zapewniam
cię, że nie spuszczę jej z oczu nawet na moment – odkrzyknął jeszcze i zniknął
z dzieckiem za drzwiami pokoju.
***
Ostry dźwięk telefonu sprawił, że spanikowany Steve
poderwał się z kanapy, jakby paliło mu się za plecami. Odebrał, nie patrząc
nawet na wyświetlacz.
- Ubieraj się i schodź, czekam w wozie – od razu
rozpoznał głos Troy’a. – Potrzebuję kompana do kieliszka.
- Nic z tego stary, robię za niańkę – westchnął,
cały czas śledząc wzrokiem bawiące się dziecko, które co rusz wspinało się na
sofę i ustawiało przy oparciu kolorowe etui po płytach CD, po czym zsuwało się
z powrotem na podłogę tylko po to, by z kolejnym pudełkiem w rączce zaczynać
całą wspinaczkę od nowa.
- Jess znowu podrzuciła ci bliźniaki? – Zaśmiał
się.
- Nie tym razem Troy, ale przyjdź, może we dwójkę
uda nam się uśpić tę księżniczkę – odparł rozbawiony nagłym pomysłem mężczyzna.
- Brzmi jak zaproszenie do trójkąta!
- Taaak, coś w tym stylu. Piszesz się na to?
- Znam ją? – Troy bawił się w najlepsze.
- A kto cię tam wie. Przyjdź, przekonamy się – Steve
kusił kuzyna.
- Ok, zaparkuję tylko i zaraz robię wjazd na górę.
Poczekaj na mnie – dorzucił ze śmiechem i rozłączył się.
Kiedy niedługo potem pojawił się w drzwiach, wciąż
miał na ustach figlarny uśmieszek.
- To gdzie ta księżniczka? – Wszedł, zaglądając kuzynowi przez ramię.
- Bawimy się w chowanego. – Steve miał coraz większy ubaw. – Daj mi
chwilę.
Zostawił zaskoczonego Troy’a przy drzwiach i
zniknął w wąskim holu, prowadzącym do sypialni.
- Jak robi kotek? – Starał się zabrzmieć tak
miękko, jak tylko potrafił.
- Miau, miau – z sypialni odpowiedział czyjś
cieniutki głosik, a zaraz potem do holu wbiegło dziecko, które Steve złapał w
ramiona i przy akompaniamencie radosnego pisku wniósł do salonu.
Mina Troy’a była bezcenna i choć kuzyn naprawdę
bardzo się starał, nie był w stanie powstrzymać głośnego śmiechu, któremu
natychmiast zawtórowała dziewczynka.
- Czy to jest… - osłupiały mężczyzna urwał nagle, z
niedowierzaniem potrząsając głową, jakby próbował wybudzić się ze snu.
- Tak, to Joy, córka Julii – dokończył za niego
Steve. - Ale wygląda na to, że już ją znasz.
- Można tak powiedzieć – Zaskoczony Troy nie
spuszczał oczu z dziecka. – Co ona tu robi?
- Mówiłem ci przecież, że robię za niańkę. Julii
wypadło jakieś ważne spotkanie i poprosiła mnie o opiekę nad małą. Miałem jej
odmówić? – Steve zirytował się.
- Dlaczego akurat ciebie? Nie mogła zostawić jej z
ojcem? – Sam nie rozumiał swojego zdenerwowania, ale faktem było, że nagle
podniosło mu się ciśnienie.
- Z Philipem? Niby jak?
- Jakim Philipem? O kim ty mówisz?- Troy posłał mu
zaskoczone spojrzenie. – Miałem na myśli Nicka. Widziałem ich kilka dni temu.
- Kogo? Julię?
– zdziwił się Steve.
- Miau, miau – powtórzyła Joy, przypominając o
swojej obecności i choć objęła Steve’a za szyję, cały czas obserwowała Troy’a.
- A teraz powiedz wujkowi, jak robi piesek. –
Parker uśmiechnął się do niej i usiadł na sofie.
- Hau, hau – odpowiedziała ochoczo, zsuwając się z
jego kolan tylko po to, by ku zaskoczeniu ich obu podbiec do Troy’a i złapać go
za rękę. Oszołomiony reakcją dziecka mężczyzna drgnął niespokojnie.
- Bez obaw. Umie szczekać, ale nie gryzie – zaśmiał
się Steve na widok porażonej miny przyjaciela.
- Wiem, idioto, przecież to dziecko – westchnął
ciężko, idąc posłusznie za Joy. – Powiedz mi lepiej, kim jest Philip.
- Więc co ty właściwie wiesz?
- Ale o czym? Nie możesz mówić jak człowiek? – Troy
zirytował się. – Pojechałem do niej, żeby porozmawiać, ale nic z tego nie
wyszło, bo zjawił się Nick. Czy teraz możesz mi wreszcie powiedzieć, kim jest
ten cały Philip?
- Podobno dziennikarzem, ale Julia nie mówi o nim
zbyt wiele. Wiem tylko, że się rozstali, a ona postanowiła wrócić z Joy do
kraju – wyjaśnił Steve, siadając obok niego i obserwując jak Joy wybiega z
pokoju. – Musisz mi pomóc. Powinna już dawno spać, ale sam widzisz, że to
chodzący wulkan energii. – Zerwał się, aby sprawdzić, co robi mała, ale
słysząc, że wraca, usiadł z powrotem.
Dziewczynka wbiegła do pokoju, taszcząc pod pachą
dużego, pluszowego misia, z którym zatrzymała się dokładnie przed Troy’em, a
potem po prostu położyła mu go na kolanach.
- Mój misio – pokiwała tylko głową i posunęła
zabawkę dalej.
- Tak, twojego przyjaciela już znam – odparł Troy,
oddając pluszaka dziecku.
- Widzę, że nieco spraw mnie ominęło – z
rozbawieniem wtrącił Steve.
- Mnie ominęło znacznie więcej – kuzyn niespodziewanie
warknął na niego i sprawił, że zlęknione jego tonem dziecko cofnęło się.
- Weź się ogarnij. Nie widzisz, że ją
przestraszyłeś? – Steve natychmiast wczuł się w swoją rolę i szybko wyciągnął
ręce do dziecka, przyciągając je do siebie. – Myślałem, że Julia to już
zamknięty rozdział.
- Bo tak jest – z naciskiem dodał Troy. – Po prostu
jestem trochę zaskoczony.
- Wujek Troy jest trochę zły, ale zaraz mu
przejdzie, prawda? – Spojrzał na niego wymownie. - A powiesz mi jak muczy
krówka? – Całą uwagę skierował znowu na dziecko.
- Muuu, muuuu – odpowiedziała Joy, ale znacznie
ciszej, niż wcześniej, wciąż trochę niepewnie spoglądając na siedzącego obok
Troy’a.
- A może pooglądamy zdjęcia? Chcesz? – Posadził ją na
sofie, a sam podszedł do regału i wyjął z jego wnętrza jeden z grubych albumów
ze zdjęciami. Troy wykorzystał ten moment, by uważniej przyjrzeć się małej, a
widząc, że ta nie spuszcza go z oczu, podał jej misia. Być może byłoby mu łatwiej odnaleźć się w tej
sytuacji, gdyby dziewczynka tak bardzo nie przypominała mu Julii, ale była do
niej tak podobna, że z trudem mógł się skoncentrować na tym, co robi.
- Misio tu śpi – pokręciła główką i delikatnie
odepchnęła jego rękę, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że pluszak powinien
zostać tam, gdzie był. Nie oponował więcej, żeby znowu jej nie spłoszyć.
- Domyślam się, że jesteś skołowany, ale sam wiem
tylko tyle, ile powiedziała mi Julia, a nie jest to temat, na który chciała się
rozwodzić – Steve wrócił na sofę i położył album na kolanach tak, aby Joy mogła
swobodnie przeglądać jego zawartość.
- Może to i lepiej. W sumie nie powinno mnie to
interesować, prawda?- Zapatrzony w dziewczynkę Troy wydawał się być obecny
jedynie ciałem.
- Nie do mnie to pytanie – zauważył Steve. – Sam
wiesz najlepiej jak jest. Ale swoją drogą, Chris i Justin to duże chłopaki w
porównaniu z tą małą, prawda? – Wpatrywał się w dziecko z jakimś dziwnym
rozmarzeniem w oczach. – Jest taka urocza, że nie sposób oderwać od niej oczu.
Prawdziwy słodziak.
- W poprzednim życiu musiałeś być kobietą, skoro
teraz budzi się w tobie instynkt macierzyński – Troy wysilił się na żart.
- Czy ja wiem? Zapomniałem już jak to jest, kiedy
taki mały bajtel kręci ci się po domu – odparł niewzruszony kpiną przyjaciela
Steve.
- Kiedy wraca jej matka?
- Mama, mama – ożywiło się nagle dziecko, stukając
paluszkiem w jedno ze zdjęć w albumie.
Obaj pochylili się nad nim, żeby przyjrzeć się
uważniej i faktycznie, jedno ze zdjęć przedstawiało Julię, stojącą pomiędzy
Steve’em i Troy’em,
oplatającym ją czule ramieniem.
- Tak, tu jest mama, obok wujek Steve, a tutaj,
kto? – Steve zachęcał małą. Podniosła głowę i spojrzała na Troy’a, a potem
dotknęła palcem jego uda.
- Tu jest Tloy - dodała z rozbrajającą powagą.
- Tak, tu jest troll Troy – podłapał mężczyzna i
ironicznie się uśmiechnął, na co przyjaciel wywrócił tylko oczami.
- A Joy? – zapytała dziewczynka, przerzucając
kolejną stronę w albumie.
- Joy jest
tu. – Steve połaskotał ją i sprawił, że z głośnym śmiechem wspięła się na sofę, wciskając
między oparcie, a plecy Troy’a
- Mówiłeś chyba, że powinna już spać, a tymczasem
sam ją rozbawiasz – z wyraźnym wyrzutem wtrącił
McCole, dziwnie wysztywniony obecnością dziecka za swoimi plecami, po
czym niespodziewanie odwrócił się i zagarnął małą ramieniem, sadzając ją sobie
na kolanach.
- Idziemy spać? Zabierzemy ze sobą misia i
pójdziemy do tego dużego łóżka wujka Steve’a, dobrze? – Wcisnął Joy pluszaka do
rąk, po czym wstał i wyniósł ją z pokoju, zostawiając Steve’a samego.
Kiedy kwadrans później wrócił, ale już bez dziecka,
kuzyn posłał mu zaniepokojone spojrzenie.
- Nie bój się, nie udusiłem jej – parsknął cicho. –
Poleżałem z nią, trochę pośpiewałem i po problemie – wyjaśnił, siadając obok
niego na sofie.
- I tyle wystarczyło? – Steve był zaskoczony
zarówno jego zachowaniem jak i słowami.
- Uważasz, że to mało?
- Napijesz się czegoś? – Parker ruszył do kuchni.
- Nie. – Troy ruszył za nim. – I tobie też nie
radzę. Chyba nie chciałbyś, żeby Julia wyczuła od ciebie alkohol, kiedy wróci
po małą? – Posłał mu znaczące spojrzenie.- Lecę do domu, strzelę sobie drinka
przed zaśnięciem – pokręcił tylko głową, zmierzając w kierunku drzwi.
- Dzięki, Troy… Dobrze, że wpadłeś – odparł Steve,
wciąż porażony postawą przyjaciela.
- Nie ma, za co, do jutra, zdzwonimy się – machnął
do niego i wyszedł…
***
Było już grubo po północy, kiedy Julia zaparkowała
samochód przed budynkiem. Na mokrej od deszczu ulicy światła ulicznych latarni
odbijały się w kałużach niczym w lustrze, tworząc fascynujący widok. Gdyby
miała ze sobą statyw, pewnie pokusiłaby się o kilka ujęć, ale teraz machnęła
jedynie ręką. Zmęczona nadmiarem wrażeń weszła do wnętrza budynku i wjechała
windą na górę. Zapukała, a Steve prawie natychmiast zjawił się przy drzwiach.
- Jak Joy? Nie płakała? Wszystko z nią w porządku?
Pewnie dała ci się we znaki – zasypała go pytaniami, ledwie przekroczywszy próg
mieszkania.
- Julls,
spokojnie – odetchnął głęboko i położył jej rękę na ramieniu. – Z małą
wszystko ok. – zapewnił ją, prowadząc na sofę w pokoju. - Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki, powiedz lepiej jak dałeś sobie z nią
radę – opadła na oparcie mebla, wyraźnie zmęczona.
- Kiedy odkryła, że cię nie ma, trochę marudziła,
to fakt, ale zająłem ją zabawą i potem poszło już gładko. Bawiliśmy się w
chowanego, oglądaliśmy zdjęcia i … mieliśmy nawet małe odwiedziny. – Skupił na
niej wzrok, wyczekując reakcji.
Tak jak się spodziewał, posłała mu nieco
zaniepokojone spojrzenie.
- Byłeś umówiony na wieczór? O rany, przepraszam,
Steve, pewnie pokrzyżowałam ci plany. – Poderwała się z oparcia i przesunęła na
brzeg sofy.
- Wpadł do mnie Troy – odparł szybko, widząc jej
nietęgą minę.
Nie odezwała się, wsuwając za ucho kosmyk ciemnych
włosów.
- I uwierzysz, że to właśnie jemu udało się ją
uśpić? – Uśmiechnął się, wciąż poruszony tym zdarzeniem.
- Co? – Dziewczyna posłała mu zszokowane
spojrzenie.
- Na dobrą sprawę, to nawet nie wiem, co jej
zaśpiewał, ale podziałało, bo uśpienie jej zajęło mu najwyżej dziesięć minut –
dodał. – Sam byłem w szoku.
- Lepiej spakuję jej rzeczy i zniosę je do
samochodu. – Natychmiast zmieniła temat, wstając z kanapy, więc zerwał się i
złapał ją za rękę.
- Gdzie ty chcesz teraz wracać? Zgłupiałaś? – obruszył
się. – Przeniosłem Joy do drugiej sypialni, więc spokojnie możecie zostać na
noc. Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci tłuc się z dzieckiem do domu o tej porze?
- Nie chcę nadużywać twojej gościnności – odparła
cicho.
- Nie poznaję cię, kobieto. – Pokręcił głową,
przyciągając ją ramieniem do siebie. – Wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale
jesteśmy przyjaciółmi. Dla mnie to normalna sprawa – dodał, pocierając rękę jej
plecy.- Wróciłaś do domu, Julio. Nareszcie wróciłaś do domu – powtórzył z mocą.
- Dziękuję, Steve.
- Jest okej. Zostawiłem ci w łazience komplet czystych
ręczników, więc jeśli masz ochotę się odświeżyć, bardzo proszę, drzwi w końcu
holu po lewej stronie – dodał, wypuszczając ją z objęcia.
- Chętnie. – Posłała mu słaby uśmiech i ruszyła w
kierunku tonącego w półmroku holu.
***
Wizyta u Steve’a kompletnie rozstroiła Julię. Nie
była gotowa na tak dużą dawkę czułości, jaką zaserwował jej stary przyjaciel i
mimo jego szczerych intencji, zupełnie nie potrafiła się w tym odnaleźć.
Wiedziała, że nie chciał źle. Zawsze był w stosunku do niej bardzo opiekuńczy i
nawet te trzy lata kompletnej ciszy w ich kontaktach, nie zdołały tego popsuć.
Nie miała jednak prawa nadal tego od niego oczekiwać. Musiała przejąć ster i
samodzielnie pokierować życiem swoim i Joy. Potrzebowała jedynie małego
wsparcia, a tymczasem dostała go tak wiele, że kompletnie ją to rozbiło i
osłabiło. Przez moment była nawet na niego zła za to, że tak łatwo jej
wybaczył, bo ona wciąż czuła się winna. Potrzebowała tego bólu i gniewu na samą
siebie, żeby w końcu zebrać siły i ruszyć dalej i jeśli miało jej się to udać,
nie mogła iść na skróty. Nie chciała znać odpowiedzi na wszystkie pytania,
które wciąż zalewały jej umysł, a momentami nie chciała znać żadnej.
Potrzebowała jedynie nazwać swoje obawy i je przyswoić. Okiełznąć strach przed
nieznanym, aby móc zmierzyć się ze swoim największym przeciwnikiem – z sobą
samą.
Właśnie dlatego postanowiła definitywnie skończyć z
chowaniem głowy w piasek i naprawić, a właściwie odnowić relacje z Abi, matką
Steve’a. Ta niesamowicie ciepła kobieta zawsze darzyła ją wyjątkową sympatią,
za co Julia, odpłaciła jej niestety trzyletnim milczeniem. Steve miał rację,
zarzucając jej, że rozstając się z Troy’em, potraktowała ich niestety jak jeden
pakiet. Owszem, byli jego rodziną, ale niczym sobie na to nie zasłużyli.
Abigaile Parker od lat prowadziła niedużą
kwiaciarnię w jednym z londyńskich centrów handlowych, gdzie w przytulnie
zaaranżowanym wnętrzu sprzedawała nie tylko kwiaty i związane z nimi akcesoria,
ale serwowała również przepyszną herbatę w przytulnie zaadoptowanym na ten cel
kąciku.
Julia przyjechała do Londynu, żeby załatwić kilka
spraw urzędowych i twardo postanowiła, że teraz, albo nigdy. Bez trudu
odnalazła sklepik Abi, ale widząc w nim kilku klientów, pokręciła się przy
sąsiednich wystawach, czekając na moment, w którym opuszczą w końcu
kwiaciarnię. Dopiero wtedy, ściskając Joy za rączkę, weszła do środka. Mała
zauroczona ilością kolorowych kwiatów wyrwała się i czym prędzej podbiegła do
kilku stojących pod ścianą wazonów.
- Joy, nie wolno brać kwiatuszków, powąchaj je
tylko – ruszyła za dzieckiem, by w razie potrzeby zareagować w porę.
- Dzień dobry, mogę pani w czymś pomóc? – Stojąca
za ladą młoda, rudowłosa dziewczyna dygnęła grzecznie, spoglądając na dziecko z
uśmiechem.
- Dzień dobry – Julia przytrzymała córeczkę za
kaptur rozpiętej kurtki. – Właściwie to chciałam jedynie zapytać, czy zastałam
właścicielkę.
- Jest na zapleczu, zaraz ją poproszę – odparła i
zniknęła za wąskim ażurowym przepierzeniem.
Słyszała strzępy dobiegającej zza niego rozmowy, po
czym jej oczom ukazała się niska, nieco puszysta blondynka, z krótko
przyciętymi włosami i w delikatnym makijażu. Widok Julii nie był dla niej
zaskoczeniem, a jasne, niebieskie oczy rozpromieniły się, kiedy wyszła zza lady,
żeby przywitać się z gościem.
- To naprawdę ty, Julio? – Uśmiechała się,
przyciskając wzruszoną dziewczynę do siebie. – Nie masz pojęcia jak miłą
niespodziankę mi sprawiłaś.
- Przepraszam…- Julii zaschło z emocji w gardle. –
Przepraszam Abi – powtórzyła i zamilkła, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa
więcej.
- Cicho, sza – Kobieta również wyglądała na
poruszoną i dopiero wtedy dostrzegła, stojące przy Julii dziecko. – O raju, a
to, kto? – Kucnęła przy dziewczynce i delikatnie pogłaskała ją palcem po buzi.
- To moje małe szczęście – Julia również
przykucnęła, delikatnie przyciągając córeczkę do swojego boku.
- Cześć kruszynko, ja jestem Abi, a ty jak masz na
imię?
- Joy – mała zawstydziła się nieco i odwróciła
głowę, spoglądając na matkę
- Miło mi cię poznać, kochanie i wiesz, jestem
pewna, że na zapleczu znajdzie się dla ciebie jakiś słodki prezencik – Abi, jak
na babcię przystało, doskonale wiedziała, co zrobić, żeby ośmielić małą. -
Kate, wyjmij z szafki czekoladę i daj mi ją, proszę – zawołała do swojej
pracownicy.
- Abi, nie trzeba – Julia zmieszała się trochę,
kiedy rudowłosa dziewczyna przyniosła kobiecie łakocia.
- Dobrze, dobrze – zaśmiała się kobieta. - Nie
zapominaj, że jestem babcią i doskonale wiem, co przełamuje lody przy poznaniu
– dodała, wręczając małej czekoladę. - Proszę, to dla ciebie. - Dziewczynka z ochotą przyjęła prezent i podziękowała
szerokim uśmiechem.
- Co się mówi, kochanie? – Julia posłała córeczce
znaczące spojrzenie.
- Dziętuję – odparła pod nosem, skupiona na
rozpakowywaniu kolorowego papierka.
- Bardzo proszę, a teraz chodźcie, usiądziemy na
chwilę, a Kate zrobi nam pyszną herbatkę, dobrze? – Kobieta kiwnęła na
pracownicę, po czym wzięła Joy za rączkę i przeszła do wydzielonego kącika,
którego wyposażenie stanowiły jedynie trzy okrągłe stoliczki z krzesłami.
- Nie wnikam, dlaczego wyjechałaś, ale masz u mnie
karne punkty za tak długie milczenie – Abi od razu przeszła do ataku, sadzając małą
na swoich kolanach, na co dziewczynka chętnie przystała, zajęta rozpakowywaniem
czekolady.
- Mogę dać jej kawałek? – Spojrzała na Julię i za
jej zgodą rozpakowała łakocia, dając Joy małą tabliczkę prosto do buzi.
- Abi, przepraszam, że się nie odzywałam, ale …
- Dobrze, że wróciłaś – odetchnęła głośno, dając
Julii wyraźny sygnał, że nie oczekuje żadnych wyjaśnień i po prostu cieszy się
z jej powrotu. – Bo rozumiem, że nigdzie się już nie wybierasz, prawda?
- Tak, zostajemy w Brentwood, bez obaw – dziewczyna
uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Całe szczęście, bo naprawdę się o ciebie martwiłam.
– Wyciągnęła rękę i nakryła nią spoczywającą na stoliku dłoń Julii. – Steve
wspomniał mi, że zaopiekował się Joy, dlatego chcę ci powiedzieć, że jeśli
będziesz jeszcze potrzebowała pomocy w tym zakresie, możesz śmiało się z tym do
mnie zwrócić. Kate ma wyjątkowy talent do układania kwiatów i właściwie odkąd
tu jest, nie ma potrzeby, żebym urzędowała w sklepie razem z nią – dodała pełna
entuzjazmu.
- Naprawdę? – Julia od razu podjęła temat.
- Oczywiście, że tak, inaczej bym o tym nie
wspominała. A teraz powiedz mi, gdzie jest ojciec tej małej kruszynki i jak to
się stało, że nie jesteście już razem. Nie złość się na Steve’a, ale nie
byłabym sobą, gdybym nie zrobiła mu małego przesłuchania i nie wyciągnęła z
niego, co nieco – zaśmiała się, posyłając Julii ciepły uśmiech.
- Niestety nie mam się czym chwalić, Abi – ciężkim
tonem odparła dziewczyna. – Rozstaliśmy się i dlatego postanowiłam wrócić z
małą do domu. Poza pracą nic mnie już tam właściwie nie trzymało, a jak się
chce, pracę można znaleźć wszędzie, prawda? – dodała szybko.
- Zawsze byłaś samodzielna i nie lubiłaś oglądać
się na innych, ale czy to naprawdę rozsądne, skoro macie dziecko?
- To nie była łatwa decyzja, ale uznałam, że w tych
okolicznościach jest słuszna i dlatego postanowiłam wrócić. Wyznaję zasadę, że
nic na siłę Abi i będę się tego trzymać – dodała z przekonaniem Julia.
- Skoro tak mówisz, wierzę, że tak jest. Niemniej to
trochę przykre, że tak ułożyło ci się życie – znowu poklepała dziewczynę po
ręce.
- Będzie dobrze,
Abi. Musi być, prawda? – Posłała jej smutny uśmiech.
- Oczywiście, że tak. Jesteś silną kobietą i dasz
sobie radę, a świat nie kończy się na jednym nieudanym związku. Ja też byłam
przerażona, kiedy Ron od nas odszedł, a sama zobacz, wychowałam nie tylko
Steve’a i Jess, ale zajęłam się również Troy’em i cała trójka wyrosła na
całkiem porządnych ludzi. Jak mawiają, co nas nie zabije, to nas wzmocni –
dodała z ciepłym uśmiechem na ustach.
- To prawda – przytaknęła Julia i podziękowała
rudowłosej dziewczynie za herbatę, którą przyniosła i postawiła na stoliku
przed nimi.
Abi przezornie odsunęła swoją filiżankę na
bezpieczną odległość, aby przypadkiem nie oparzyć wrzątkiem siedzącego na jej
kolanach dziecka.
- Nie chcę wyjść na wścibską babę, ale ile ona ma
lat, Julio?
- Niedawno skończyła dwa, ale jeśli dopisze mi
szczęście, już od stycznia przyjmą ją do przedszkola. Muszę pracować Abi i bez
opieki nad Joy, nie dam sobie rady. Do końca roku będę zmuszona zatrudnić
nianię, ale potem będę ją już prowadzać do ośrodka w Brentwood – dodała szybko.
- No tak, urok samotnych matek – mruknęła pod nosem
kobieta, mieszając łyżeczką w swojej filiżance.
- Jeśli mogłabym prosić cię o pomoc w tym zakresie,
byłabym bardzo wdzięczna. Muszę szybko znaleźć godną zaufania opiekunkę, żeby
przestać angażować innych w opiekę nad Joy.
- Rozumiem, że twój były partner będzie płacił na
dziecko, prawda? – Abi przytrzymała Julię uważnym spojrzeniem. Dziewczyna przez
chwilę zbierała myśli, ale wiedziała, że omijanie tego tematu nic nie da.
- Nie myśl, że unoszę się teraz honorem, ale muszę
dać sobie radę sama. Bez jego pieniędzy i pomocy. Prawda jest taka, że nie chcę
mieć z nim wspólnego – dodała ciężkim głosem.
- To nierozsądne Julio – Kobieta pokręciła tylko z
niezadowoleniem głową. – Niezależnie od tego, czy chcesz, czy nie, Joy juz na
zawsze będzie was ze sobą łączyć.
- W tej kwestii musisz mi zaufać, Abi. Wiem, co
robię – dodała ciszej.
- Nie pochwalam tego, ale to twoja decyzja. Zawsze
możesz ją zmienić – dodała z powagą.
- Wiem.
- Najważniejsze, że wróciłaś – znowu poklepała ją
po ręce. – I pamiętaj, że możesz na mnie liczyć, jeśli będziesz czegokolwiek
potrzebowała.
- Dziękuję, Abi, nawet nie wiesz ile to dla mnie
znaczy – Julia wciąż była poruszona.
- Będzie dobrze, teraz już wszystko będzie dobrze –
zapewniła kobieta, przytulając siedzące na jej kolanach dziecko.
0 komentarze
Dziękujemy za poświęcony czas na naszym blogu. Będzie nam miło, jeśli zostawisz kilka słów od siebie ;)
Pozdrawiamy – Ailes.